1 genialny trik zakończy kłótnie między rodzeństwem. Już nie usłyszysz „Mamo, ona mnie bije!”
Kłótnie o pilota, bajkę czy ostatni kawałek pizzy doprowadzają cię do szału? Jest jeden banalny trik, dzięki któremu w domu zapanuje spokój, a dzieci same będą pilnować kolejności bez marudzenia.

Są dni, kiedy czuję, że w moim domu powinien pojawić się mediator z ONZ. Niezależnie od tego, czy chodzi o pilota do telewizora, ostatni kawałek czekolady, czy prawo do siedzenia przy oknie w samochodzie – kłótnie między moimi dziećmi potrafią wybuchać z prędkością błyskawicy. Aż do momentu, kiedy usłyszałam od przyjaciółki o pewnym banalnym, a zarazem genialnym sposobie. I muszę przyznać: działa lepiej niż wszystkie moje wcześniejsze próby.
„Dziś jest mój dzień!” – magia prostych zasad
Pomysł podsunęła mi Kasia, mama trójki dzieci, którą zawsze podziwiałam za spokój i opanowanie. U niej w domu nie ma krzyków, ciągłego „mamo, on mnie popchnął!” ani dramatycznych fochów o to, kto pierwszy wybierze bajkę. Zasada jest prosta: każde dziecko ma swój dzień tygodnia, w którym przysługują mu konkretne przywileje – i jednocześnie obowiązki.
Przywileje? Tego dnia dziecko może:
- wybrać, jaką bajkę obejrzy cała rodzina,
- zdecydować, co będzie na kolację (oczywiście w granicach rozsądku),
- usiąść w ulubionym miejscu przy stole lub w aucie,
- pierwsze skorzystać z wymarzonej zabawki.
Obowiązki? Owszem, i to jest w tym systemie genialne. W „swoim” dniu dziecko:
- rozładowuje zmywarkę,
- pomaga przy nakrywaniu lub sprzątaniu stołu,
- odkłada zabawki młodszego rodzeństwa,
- wykonuje drobne prace domowe dostosowane do wieku.
Brzmi banalnie? Właśnie o to chodzi. Dzieci uwielbiają przewidywalność i jasne reguły. Wiedzą, że ich czas nadejdzie, więc łatwiej odpuszczają spory.
Dlaczego to działa lepiej niż negocjacje?
Przyznam, że na początku byłam sceptyczna. Wychodziłam z założenia, że trzeba dzieci uczyć kompromisów, a nie „władzy absolutnej” w danym dniu. Ale Kasia przekonała mnie, że ten system to tak naprawdę nauka cierpliwości, planowania i empatii.
Dziecko, które wie, że jutro będzie jego dzień, łatwiej ustępuje dziś. A w swoim dniu uczy się, że przywileje idą w parze z obowiązkami. To też świetny trening odpowiedzialności – bo jeśli chce rządzić, musi jednocześnie zadbać o innych. Co więcej, system działa w obie strony: kiedy w dniu młodszej córki starszy brat coś przeskrobie, to ona często sama decyduje, czy interweniować, czy dać mu spokój – i nagle znika potrzeba, żebym ja rozstrzygała każdy spór.
Efekt? Po kilku tygodniach zauważyłam, że:
- krzyków w domu jest o połowę mniej,
- dzieci same pilnują, czyj jest dziś dzień,
- ja mam więcej spokoju i mniej poczucia, że cały czas „gaszę pożary”.
Jak wprowadzić „dni przywilejów i obowiązków” w swoim domu?
Nie trzeba wielkiej rewolucji. Wystarczy:
- Ustalić z dziećmi, który dzień tygodnia jest czyj.
- Spisać przywileje i obowiązki na dużej kartce lub tablicy i powiesić w widocznym miejscu.
- Być konsekwentnym – nawet jeśli kusi, by „odpuścić” i zrobić wyjątek.
U nas w domu te zasady stały się czymś naturalnym. W poniedziałek króluje córka, we wtorek brat, a w środę – ja, co w praktyce oznacza, że… nikt nie kłóci się o pilota. W pozostałe dni staramy się działać w duchu kompromisu, ale świadomość, że „mój dzień” jest tuż za rogiem, naprawdę obniża temperaturę sporów.
Ten prosty trik sprawił, że wreszcie mogę napić się kawy w ciszy, a w moim domu częściej słychać śmiech niż kłótnie. A to – przy dwójce energicznych dzieci – jest luksus większy niż wyjazd do spa.
Zobacz też: Wszystkie dzieci w hotelowej stołówce robiły to samo. Tak wychowujemy pokolenie niedorajdów