5 kultowych bajek, przy których dorastały dzieci lat 90. Biją na głowę „Psi Patrol”
Kiedyś telewizja miała inny rytm, a my z wypiekami na twarzy czekaliśmy na wieczorynkę. Nie potrzebowaliśmy efektów specjalnych, by przenieść się w świat przygód, humoru i wyobraźni.

Kiedy dorastaliśmy w latach 90., świat wyglądał zupełnie inaczej. Nie było smartfonów, tabletów ani serwisów streamingowych. Wystarczał jeden kanał w telewizji i dźwięk charakterystycznej czołówki, żeby cała rodzina zasiadła przed ekranem. Bajki nie były wtedy tylko rozrywką – miały w sobie coś ciepłego, mądrego i wyjątkowo prawdziwego.
Dziś, gdy patrzę na współczesne animacje, często myślę, że tamte, proste w formie, ale bogate w treść historie miały o wiele więcej uroku. To właśnie one wychowały całe pokolenie – dzieci, które śmiały się, uczyły i marzyły razem z bohaterami z małego ekranu.
Flinstonowie – rodzina z epoki kamienia łupanego, która uczyła nas codzienności
Pamiętam, jak po szkole biegłam do telewizora, żeby nie przegapić Flinstonów. Dziś to może brzmieć zabawnie, ale ta kreskówka naprawdę miała coś w sobie. Fred, Wilma, Barney i Betty – zwykli ludzie z epoki kamienia łupanego, którzy żyli jak typowa rodzina z lat 60., tylko że z dinozaurami zamiast sprzętów AGD. Ich samochód napędzany nogami to był absolutny hit.
Dla nas, dzieci z lat 90., Flinstonowie byli lekcją, że nawet w kamieniołomie można mieć poczucie humoru. Zabawne sytuacje, rodzinne spięcia i sąsiedzkie plotki – wszystko to przypominało życie naszych rodziców, tylko w wersji bardziej kreskówkowej. Dziś trudno znaleźć bajkę, która z takim wdziękiem pokazywałaby codzienność w tak niecodziennym świecie.
Tom i Jerry – duet, który nigdy się nie starzeje
Nie znam nikogo z mojego pokolenia, kto nie uwielbiałby Toma i Jerry’ego. Ta para potrafiła rozśmieszyć do łez bez jednego słowa dialogu. Kot Tom i mysz Jerry tworzyli najzabawniejszy duet w historii animacji. W każdym odcinku toczyli swoją niekończącą się wojnę – raz gonił jeden, raz drugi, a my kibicowaliśmy wszystkim naraz.
Tom i Jerry uczyli, że nawet rywalizacja może być zabawna i bezpretensjonalna. Nie było tam przemocy z przesłaniem – była czysta komedia sytuacyjna. Dziś, gdy bajki często przesycone są morałami i przesadnym dydaktyzmem, Tom i Jerry pozostają wzorem prostoty. To był humor, który rozumieli wszyscy – od przedszkolaka po dziadka.
Lucky Luke – samotny kowboj, który strzelał szybciej niż cień
Był taki czas, że każdy z nas chciał mieć kapelusz i kończyć dzień słowami „I’m a poor lonesome cowboy”. Lucky Luke, samotny rewolwerowiec, przemierzał Dziki Zachód, walcząc ze złoczyńcami i zawsze stając po stronie sprawiedliwości. Towarzyszył mu wierny koń Jolly Jumper – inteligentniejszy niż niejedno dziecko w szkole.
Dla mnie Lucky Luke był pierwszym „prawdziwym bohaterem”. Nie potrzebował supermocy, wystarczył mu honor i refleks. Bajka miała swój niepowtarzalny klimat – ten westernowy kurz, muzyka i absurdalne postacie jak bracia Daltonowie tworzyły świat, w którym chciało się zostać na dłużej. W porównaniu z dzisiejszymi produkcjami, gdzie wszystko błyszczy i migocze, Lucky Luke miał duszę.
Baltazar Gąbka – polska klasyka z niepowtarzalnym humorem
Baltazar Gąbka to był nasz rodzimy skarb. Profesor, który wyruszał w podróże po świecie, a my z zapartym tchem śledziliśmy jego przygody. Towarzyszyli mu Smok Wawelski i Bartolini Bartłomiej – kucharz z włoskim temperamentem, który swoimi powiedzonkami bawił bardziej niż niejeden kabaret.
Ta bajka miała coś, czego dzisiejsze animacje często nie mają – charakter. Z jednej strony absurdalny humor, z drugiej – niesamowitą wyobraźnię. Każdy odcinek był jak mała przygoda, a postacie – mimo prostoty animacji – miały w sobie więcej osobowości niż współczesne kreskówkowe „maskotki”. Dzieci uczyły się przy niej, że wiedza i ciekawość świata to nie nuda, tylko przygoda.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Pomysłowy Dobromir – majsterkowicz, który inspirował całe pokolenie
Jeśli ktoś z mojego pokolenia mówi, że nie zna Pomysłowego Dobromira, to znaczy, że nie oglądał telewizji w ogóle. Ten chłopiec potrafił naprawić, zbudować i wymyślić wszystko. Wystarczyło jedno stuknięcie palcem w czoło – i już rodził się genialny pomysł.
Ta bajka była prawdziwą lekcją kreatywności. Pokazywała, że nie trzeba mieć superbohaterskich mocy, żeby zmieniać świat – wystarczy głowa pełna pomysłów. Dobromir rozbudzał w dzieciach ciekawość, uczył logicznego myślenia i zachęcał, żeby coś tworzyć własnymi rękami. To właśnie dzięki niemu wielu z nas po raz pierwszy wzięło do ręki młotek albo lutownicę.
Powrót do prostych historii
Dziś, kiedy włączam bajki moich dzieci, mam wrażenie, że brakuje im tej iskry, którą miały dawne produkcje. Wszystko jest kolorowe, głośne i szybkie, ale niekoniecznie zostaje w głowie. Flinstonowie, Tom i Jerry, Lucky Luke, Baltazar Gąbka czy Pomysłowy Dobromir – to bajki, które wychowywały, bawiły i inspirowały bez moralizowania.
Może dlatego dzieci lat 90. wspominają je z takim sentymentem. Bo to były historie, przy których dorastaliśmy – proste, mądre i zawsze z sercem. A dzisiaj, gdy przypadkiem trafię na któryś z tych tytułów, czuję dokładnie to samo co wtedy: radość, spokój i tę odrobinę dziecięcej magii, której nie zastąpi żadna nowoczesna animacja.
Zobacz też: Oto sekret rodziców odpowiedzialnych dzieci. Robią tę 1 rzecz, gdy dziecko ma 2 lata