Reklama

Ostatnio czytałam artykuł o zapowiadanej przez minister Barbarę Nowacką rewolucji w szkołach: edukacji obywatelskiej, edukacji zdrowotnej, zmianach w lekcjach religii czy WF. Sama reforma wywołała lawinę komentarzy, ale moją uwagę przykuł jeden. Ktoś napisał: „50 lat temu nie było dysleksji, dzieciaki chodziły na WF, nikt się nie usprawiedliwiał, a młodzież była zdrowsza i bardziej sprawna”.

Reklama

I powiem szczerze – coś w tym jest. Patrzę na dzisiejsze dzieci, również na własne, i widzę ogromną różnicę w porównaniu do tego, jak wyglądało nasze dzieciństwo.

Dlaczego dziś jest gorzej?

Kiedyś nikt nie siedział godzinami przed ekranem. Nie było telefonów, tabletów, komputerów. Nasze podwórka były pełne dzieci – skakaliśmy w gumę, graliśmy w piłkę, biegaliśmy do późna. Dziś? Wystarczy wyjść na osiedle – place zabaw świecą pustkami. Dzieci siedzą w domach i przewijają TikToka.

Kiedyś nie było tylu „papierków” – zaświadczeń, zwolnień, opinii. Dziś każde potknięcie czy trudność w nauce z miejsca bywa tłumaczone diagnozą. Oczywiście, wiem, że dysleksja czy inne problemy istnieją i nie można ich bagatelizować. Ale czy naprawdę aż tylu uczniów potrzebuje zwolnień z WF-u? Czy naprawdę aż tylu młodych ludzi nie daje sobie rady bez specjalnych ulg?

Do tego dochodzi kwestia jedzenia. 50 lat temu dieta była prosta, może nawet uboga, ale mniej przetworzona. Teraz? Fast foody, słodkie napoje, gotowe dania. Otyłość wśród dzieci to nie wyjątek, ale coraz częściej norma.

I wreszcie presja. Paradoksalnie, dzisiejsze dzieci niby mają lżej, a są bardziej zestresowane. Bo szkoła goni, bo oczekiwania rosną, bo internet podsuwa nieosiągalne wzorce. Efekt? Brak ruchu, brak radości, brak zdrowia.

Co możemy zrobić?

Nie chcę być tą osobą, która tylko narzeka, że „kiedyś było lepiej”. Ale nie możemy udawać, że problemu nie ma. Jeśli nie zaczniemy działać, naprawdę wychowamy stracone pokolenie – zmęczone, zamknięte w wirtualnym świecie, bez kondycji i bez wiary w siebie.

Co możemy zrobić?

  • Po pierwsze – ograniczyć ekrany. Dziecko potrzebuje ruchu, a nie kolejnych godzin na YouTubie.
  • Po drugie – dawać przykład. Jeśli rodzic sam całe wieczory spędza z telefonem w ręku, trudno oczekiwać, że dziecko wybierze rower czy piłkę.
  • Po trzecie – wrócić do normalności w jedzeniu. Mniej słodyczy i gotowych dań, więcej wspólnych posiłków przy stole.
  • I po czwarte – nie robić z WF-u największego wroga ucznia. Ruch to nie kara, tylko inwestycja w zdrowie. Zwolnienie lekarskie powinno być wyjątkiem, a nie codziennością.

Czasem myślę, że my, dorośli, za bardzo boimy się wymagać od naszych dzieci. A one wcale nie potrzebują kolejnych „ułatwień”. Potrzebują reguł, konsekwencji i codziennego ruchu.

Bo prawda jest taka: 50 lat temu naprawdę nie było dysleksji i każdy chodził na WF. A dzisiejsze pokolenie – jeśli czegoś nie zmienimy – będzie nie tylko słabsze fizycznie, ale też psychicznie.

Reklama

Zobacz także: Wypiszesz dziecko z edukacji zdrowotnej – będziecie mieć kłopoty. Gorąco zrobi się już we wrześniu

Reklama
Reklama
Reklama