Adaś na WF-ie zawsze był odrzutem. Załatwiłam mu zwolnienie z lekcji na cały rok
Na każdej lekcji WF-u moje dziecko było wyśmiewane i odrzucane przez rówieśników. Postanowiłam oszczędzić mu tych upokorzeń i wybrałam drogę, która nie wszystkim się podoba.

WF to koszmar mojego syna
Piszę do was, bo może inne mamy przeżywają podobny problem. Mój syn Adaś ma 12 lat i od zawsze miał trudności z lekcjami wychowania fizycznego. Nie jest tak sprawny jak jego rówieśnicy – wolniej biega, szybko się męczy, łapie zadyszkę. Gdy przychodziło do wybierania drużyn, nikt go nie chciał. Zawsze zostawał na końcu, a koledzy szeptali, że jest odrzutem. To słowo tak bardzo mnie zabolało, że do dziś mam je w uszach.
Nie można sobie wyobrazić, jak cierpi dziecko, które tydzień w tydzień doświadcza odrzucenia. Widziałam, jak wracał z zajęć ze spuszczoną głową, bez cienia uśmiechu. Kiedy pytałam, co się stało, mówił tylko: „mamo, ja się do niczego nie nadaję”. Serce mi pękało, bo wiedziałam, że WF nie buduje w nim zdrowych nawyków, tylko odbiera poczucie własnej wartości.
Zdecydowałam się na zwolnienie z WF-u
W końcu nie wytrzymałam. Poszłam z Adasiem do lekarza i poprosiłam o zwolnienie go z WF-u na cały rok szkolny. Dostałam stosowne zaświadczenie i poczułam ogromną ulgę. Wiem, że dla wielu osób brzmi to kontrowersyjnie, ale ja uważam, że w tym przypadku zrobiłam dla swojego dziecka coś dobrego.
Mąż oczywiście kręci nosem. Uważa, że chłopak powinien się ruszać, bo ruch to zdrowie, a bez ćwiczeń wpadnie w jeszcze większą nadwagę. Ja jednak jestem zdania, że w domu możemy zapewnić mu inną formę aktywności – lżejszą, dostosowaną do jego możliwości. Wolę, żeby pojeździł na rowerze ze mną albo poszedł na spacer, niż żeby przeżywał kolejne upokorzenia w sali gimnastycznej.
Nie zgadzam się, że dzieci muszą być zmuszane do biegania i rywalizacji, jeśli zwyczajnie sobie z tym nie radzą. Dla mnie ważniejsze jest to, żeby Adaś czuł się akceptowany i miał spokojną głowę. Z lekkiej nadwagi przecież wyrośnie, a kompleksy mogłyby zostać na całe życie.
Chronię jego psychikę, a nie tylko ciało
Często słyszę od znajomych, że przesadzam. Że WF uczy dyscypliny, zdrowych nawyków i współpracy w grupie. Może i tak, ale w przypadku mojego dziecka te lekcje działały odwrotnie – zamiast wzmacniać, niszczyły jego poczucie wartości. Nie każdy rodzi się sportowcem. Jedno dziecko świetnie pływa, inne biega szybciej od wiatru, a jeszcze inne – tak jak Adaś – potrzebuje więcej czasu, by nabrać kondycji.
Dla mnie jako matki najważniejsze jest to, żeby nie dawać mojemu dziecku powodów do łez. Wierzę, że kiedyś sam znajdzie aktywność, w której poczuje się pewnie. Może będzie to tenis, taniec, a może zwykłe wycieczki rowerowe. Chcę, żeby dorastał w poczuciu, że nie musi udowadniać swojej wartości na tle szybszych kolegów.
Wiem, że moja decyzja budzi emocje, ale nie żałuję. Wolę, żeby syn miał rok spokoju, niż żeby dzień w dzień wracał z przekonaniem, że jest „odrzutem”. Uważam, że bycie matką to także umiejętność wyboru tego, co dla dziecka najlepsze, nawet jeśli inni patrzą na to krytycznie.
Paulina
Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.
Zobacz też: Bezczelny SMS od nauczycielki. Matka: „Wyć mi się chce na myśl o wrześniu”