Reklama

Hej!

Reklama

Piszę jako mama, która jeszcze dwa tygodnie temu pakowała walizkę swojej 10-letniej córki na pierwszy w życiu obóz, i to z duszą na ramieniu. Wśród miliona obaw (czy znajdzie koleżanki, czy nie zgubi spodni, czy użyje szczoteczki do zębów) jedna myśl nie dawała mi spokoju: czy ona tam nie będzie głodna?

Zuzia to typowy „niejadek” – je mało, często. Śniadanie to dwie grzanki i kakao, potem jabłko, potem trochę ryżu i kurczak, a na koniec dnia obowiązkowo coś słodkiego. I choć próbuję ją przyzwyczajać do „porządnych” posiłków, jej żołądek rządzi się własnymi prawami.

Pierwszy obóz Zosi, wielkie obawy jej mamy

A obóz? No właśnie. Jadłospis narzucony z góry, posiłki o wyznaczonych porach, zero dostępu do lodówki, zero maminych kanapek. Już widziałam ją bladą z głodu, jak czeka na śniadanie, które będzie za 12 godzin. I tu wchodzą oni, moi bohaterowie. Nie wiedziałam, że tacy ludzie opiekują się moim dzieckiem.

Przez kilka dni dostawałam tylko zdjęcia. Niby wyglądała na szczęśliwą, ale fotki to tylko wycinek rzeczywistości. Telefon? Regulamin jasno mówi, że dzieci mogą dzwonić do rodziców tylko dwa razy w tygodniu. I choć rozumiem ten pomysł, to pierwsze dni były dla mnie męczące. Kiedy w końcu zadzwoniła, usłyszałam w jej głosie spokój.

Nie uwierzycie, co wychowawcy robili wieczorem

Powiedziała, że jest fajnie, że dużo się dzieje i że wieczorem można iść po kanapkę z dżemem. I wtedy wszystko we mnie zmiękło. Jeden z domków na terenie obozu każdego wieczoru o 21:00 zamienia się w coś w rodzaju małej, nocnej stołówki. Bez menu, bez skrępowania – dzieci mogą przyjść po kromkę chleba z dżemem, herbatę, ciastko. Dla takiego dziecka to coś więcej niż przekąska – to namiastka domu.

Ten drobny gest był dla mnie potwierdzeniem, że ktoś naprawdę dba o dzieci – nie według harmonogramu, ale według ich potrzeb. Bo przecież nie każde dziecko najada się na kolacji, nie każde zasypia bez czegoś słodkiego. Ktoś to zauważył i stworzył przestrzeń, w której można zaspokoić mały głód, który nie daje zasnąć. Dlatego chciałam podziękować. Za troskę, za empatię, za te kanapki. Za to, że w świecie regulaminów i planów znalazło się miejsce na zwykły, miły uczynek. I za to, że dzięki takim pomysłom łatwiej puścić dziecko w świat.

Reklama

Ściskam, Iga

Reklama
Reklama
Reklama