Reklama

„To tylko dzieci, uzależnione od widzimisię dorosłych”

Pod jednym z wpisów na Threads rozgorzała gorąca dyskusja o szkolnych posiłkach. Anonimowy użytkownik napisał wprost:

Reklama

„Dzieci powinny mieć darmowe obiady. Kropka. To tylko dzieci, uzależnione od widzimisię rodziców. To, że rodzice są bogaci, nie znaczy, że odpowiednio dbają o dziecko. Potem te bogate dzieciaki żywią się monsterami i hot-dogami z Żabki, bo ich obiad składa się z 20 zł od rodziców”.

Według autora obowiązek zapewnienia ciepłego posiłku powinien spoczywać na szkole i państwie. Bogactwo rodziców nie zawsze idzie w parze z troską. Niektórzy, zamiast wykupić dziecku obiady, po prostu wręczają mu banknot i oczekują, że „jakoś sobie poradzi” (zobacz cały wpis).

W praktyce wygląda to często tak samo: szybki hot-dog, słodki napój energetyczny, chipsy. Dzieci mają energię na chwilę, ale nie dostają tego, co najważniejsze — wartościowego, sycącego jedzenia. A przecież spędzają w szkole często nawet 7–8 godzin dziennie.

Darmowe obiady w szkole: od pełnego poparcia po sceptycyzm

Wielu komentujących zgodziło się z autorem wpisu. Podkreślali, że szkoła powinna zapewniać dzieciom odpowiednie warunki, skoro nauka jest obowiązkowa:

  • „To nawet nie o to chodzi. Dzieci mają obowiązek być w szkole, więc szkoła powinna dostarczyć wszystko, czego dziecku potrzeba do podstawowych funkcji życiowych. Nikt się nie dziwi, że więźniów czy chorych w szpitalach się karmi”.
  • „Inwestycja w zdrowe dzieci to inwestycja w zdrowe społeczeństwo. Tak, każdy rodzic powinien nakarmić swoje dziecko. Ale takie nie są realia i nie można zostawiać dzieci na łaskę rodziców”.
  • „Skoro dzieci są zmuszane do bycia w szkole cały dzień, to powinny mieć zapewnione jedzenie na ten czas”.

Znalazły się jednak i głosy przeciwne. Niektórzy rodzice zwracali uwagę, że darmowe obiady dla wszystkich to ogromne koszty dla państwa i logistyczne wyzwanie:

  • „Zgadzam się co do tego, że chipsy i monster to nie jest dobra dieta, ale wyżywienie ma finansować państwo, czyli całe społeczeństwo? Bez jaj”.
  • „Polskie stołówki nie są przygotowane na taką ilość dzieci. Przerwy obiadowe musiałyby być dużo dłuższe. I pewnie sporo jedzenia by się marnowało, bo ludzie nie szanują tego, co za darmo”.

Dyskusja pokazała, że problem nie dotyczy tylko rodzin o niskich dochodach. Dzieci zamożnych rodziców też bywają pozostawiane same sobie w kwestii jedzenia, a ich codzienny szkolny jadłospis nierzadko przypomina zestaw z baru na stacji benzynowej.

Czy więc darmowe obiady w szkole dla wszystkich to rozwiązanie? Temat porusza emocje, bo dotyczy dzieci i ich zdrowia. A głodne dziecko, niezależnie od statusu rodziców, ma mniejsze szanse na skupienie i efektywną naukę.

Reklama

Zobacz też: 10-latka spóźniła się na lekcję. Minus w Librusie, a w sekretariacie kabaret

Reklama
Reklama
Reklama