„Bydło!” – warknął starszy pan na widok moich dzieci. Odpowiedziałam tak, że wszyscy ucichli
„Bydło!” – to słowo w nadmorskiej knajpce wbiło mnie w krzesło. Nie spodziewałam się, że usłyszę je pod adresem własnych dzieci, które po prostu cieszyły się wakacjami. Nie mogłam udawać, że nic się nie stało.

Nie lubię konfliktów, naprawdę. Ale tego dnia podczas naszego wywczasu poczułam, że muszę zareagować. Siedzieliśmy w knajpce, takiej smażalni. Ludzi tłum, dzieciaki, w kolejce nawet panie w strojach kąpielowych z pareo, truneczki się lały, gwar. Moja trójka – 11, 9 i 5 lat – wybrała nam stolik. Dzieciaki zaczęły się śmiać, bo syn udawał mewę i wołał: „Łał, łał, fryteczki dla mnie!”.
Takiego słowa się nie spodziewałam
Nagle usłyszałam warknięcie zza pleców:
– Bydło…
Starszy pan patrzył na moje dzieci z obrzydzeniem znad swojego dorsza. Tak, dokładnie tak – z obrzydzeniem. Zamarłam. Widziałam, jak najstarsza córka spochmurniała i wbiła wzrok w stół. Synek zaczął nerwowo kręcić plastikowym kubkiem. Najmłodsza córa spytała mnie cicho:
– Mamo, my jesteśmy bydłem?
Coś we mnie pękło. Wstałam, podeszłam do tego pana i powiedziałam bardzo spokojnie, ale tak, żeby słyszał każdy w kolejce:
– Proszę pana. To są dzieci. Młodzi ludzie, którzy mają prawo się śmiać, rozmawiać, cieszyć się wakacjami. Są dziećmi, nie bydłem. I dobrze by było, żeby pan nauczył się żyć w społeczeństwie, skoro korzysta pan z tej samej przestrzeni publicznej co oni.
Spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mnie spalić. Ale nie odpowiedział nic. Zamilkł, wbił wzrok w tego nieszczęsnego dorsza, a kolejka do kasy ucichła. Czułam ciepło na policzkach i przyspieszony oddech, ale cieszyłam się, że to powiedziałam.
Zobacz także: „Bezczelna krowa!” – krzyknęła staruszka nad Bałtykiem. Gdy wstałam, plaża zamilkła
Wychowam dzieci na asertywnych dorosłych
Kiedy wróciłam do stołu, moje dzieci były dumne. Najstarsza córka powiedziała tylko: „Dzięki, mamo”. A ja poczułam, że zrobiłam coś ważnego – pokazałam im, że ich radość i życie nie muszą być nikomu podporządkowane. Że dzieciaki mają prawo być sobą. Że nie zawsze trzeba siedzieć cicho, żeby komuś się podobać.
Piszę ten list, bo wciąż wracam do tej sceny. Może czasem za dużo odpuszczamy i pozwalamy, by dzieci czuły się intruzami w miejscach publicznych? Może wcale nie o to chodzi w wychowaniu?
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl