Reklama

Patrzę na inne mamy i zastanawiam się, dlaczego u nas jest tak trudno. Zamiast spokojnego „pa”, mam sceny, które bolą mnie bardziej, niż mogłabym się spodziewać.

Reklama

Poczucie winy, które odbiera mi oddech

Moja córka ma cztery lata i od miesiąca chodzi do przedszkola. W teorii to czas, w którym powinna już powoli oswajać się z nowym miejscem i rówieśnikami. W praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Każdego ranka wchodzę do szatni ze ściśniętym gardłem, bo wiem, że za chwilę zacznie się to samo – płacz, kurczowe trzymanie się mojej ręki i błagania, żebym jej nie zostawiała. Raz rano usłyszałam to okropne zdanie wyszeptane przez inne dziecko do rodzica. Do tej pory pali mnie w uszach: „Znów przyszła ta, co wyje”.

Nie tylko inne dzieci się od niej odsuwają, ale i panie z przedszkola patrzą na mnie z wyraźnym zniecierpliwieniem. Wiem, że mają w grupie ponad dwadzieścioro dzieci i moja córka naprawdę wybija się swoim zachowaniem. Ale wstyd, jaki czuję, gdy słyszę, że płacze całymi dniami, jest trudny do opisania. Wracam do pracy z poczuciem, że zawiodłam jako matka.

Głos rozsądku kontra serce matki

Razem z mężem pracujemy do późna i nie mamy wyjścia – córka musi zostać w przedszkolu do 16. To dla niej ogromnie trudne, bo jak tłumaczą panie, płacz zaczyna się rano i wraca falami w ciągu dnia. Inne dzieci zaczęły jej unikać, a ja martwię się, że zamiast się socjalizować, tylko zamyka się w swoim smutku.

Serce podpowiada mi, żeby ją zabrać, trzymać w domu i dać jeszcze czas. Ale rozsądek mówi inaczej – potrzebujemy pracy, a ona kontaktu z dziećmi. Wciąż łapię się na tym, że szukam w internecie historii innych mam. Czytam o dzieciach, które adaptowały się nawet pół roku, i próbuję znaleźć w tym dla nas nadzieję.

Mimo to, gdy panie mówią mi, że inne dzieci się jej boją, czuję, jakby ktoś wbijał mi nóż w serce. Boję się, że córka zostanie naznaczona już na starcie – jako ta, która krzyczy, płacze i odstrasza.

Dlaczego o tym piszę do Was

Droga Redakcjo, może inne mamy też przechodzą podobne poranki, tylko wstydzą się przyznać? Chciałabym usłyszeć, że to nie oznacza, że moja córka nigdy się nie odnajdzie, że jestem złą matką czy że nie daję rady.

Wiem, że wiele z nas chodzi do pracy z sercem w kawałkach, zostawiając za sobą malucha, który płacze tak, że słychać go jeszcze na parkingu. Chciałabym, żebyśmy przestały udawać, że zawsze wszystko układa się gładko. Może takie historie jak moja pokażą, że w macierzyństwie nie ma prostych scenariuszy i że czasem potrzebujemy wsparcia, a nie osądu.

Moja córka jeszcze nie znalazła swojego miejsca w przedszkolu, a ja – odwagi, żeby przestać się wstydzić. Ale wierzę, że gdzieś za rogiem jest ten dzień, kiedy zamiast krzyku usłyszę „pa, mamo” i spokojny śmiech, który pozwoli mi odetchnąć.

Majka


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz też: Nie zmuszam córki, by szanowała starszych. Nie chcę zniszczyć jej życia

Reklama
Reklama
Reklama