Córka błagała, żebym wypisała ją z obiadów. Powód zwalił mnie z nóg
Kasię zaniepokoił ból brzucha u córki. Mama 9-latki początkowo podejrzewała, że chodzi o jakość jedzenia w szkolnej stołówce, ale w końcu dziewczynka wyznała jej całą prawdę.

Myślałam, że to ja wiem najlepiej, co jest dobre dla mojego dziecka. Że ciepły obiad w szkole to oczywistość – zdrowie, energia i chwila dla mnie, bo nie muszą wieczorem stać przy kuchni. Tymczasem kilka dni temu moja córka wróciła do domu ze łzami w oczach i błagała, żebym natychmiast wypisała ją z obiadów.
Nie chodziło o smak
Pierwsza myśl – pewnie jedzenie jej nie smakuje. W mniejszym oddziale I–III przychodził do nich catering, a teraz w dużej szkole mają stołówkę. Sama pamiętam te szkolne pulpety i rozgotowany makaron. Ale nie – moja córka powiedziała, że obiady są smaczne. Chodziło o coś zupełnie innego.
Okazało się, że problemem jest… kolejka. Dzieci ustawiają się, żeby odebrać posiłek, a kto jest z tyłu, ten często dostaje jedzenie dopiero wtedy, kiedy dzwoni dzwonek na lekcję. Moje dziecko je więc w pośpiechu, z duszą na ramieniu, że nie zdąży. Zamiast przyjemności ma stres, a brzuch boli ją nie z powodu jedzenia, tylko z nerwów.
Dzieci nie chcą biegać z widelcem w ręku
Byłam w szoku, kiedy usłyszałam, że nie tylko ona tak ma. Kilka koleżanek z klasy rezygnuje z obiadów, bo nie chcą stać w kolejce, a potem wciskać w siebie ziemniaków „na czas”. Nauczycielka mówi, że stołówka jest za mała, ale „tak było zawsze”. Tylko że moje dziecko zaczęło się tym stresować bardziej niż klasówkami. Córka chce usiąść i spokojnie zjeść.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że dla dziecka szkolny obiad to nie tylko jedzenie. To poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Jeśli tego nie ma – cała idea się rozsypuje.
Na razie faktycznie wypisałam córkę z obiadów. Gotuję jej w domu i daję pudełko. Wtedy może zjeść na przerwie – czasem kanapkę, a gdy mam więcej czasu, coś ciepłego w termosie. Ale mam w sobie ogromny żal – bo przecież można by to lepiej zorganizować.
Zobacz też: Składka 100 zł na Dzień Chłopaka za kubki i lizaki. Rodzice: „Nie jesteśmy bankomatami”