Reklama

Mały gest, który miał znaczyć tak wiele

Mam ośmioletnią córkę. To dziecko wrażliwe, serdeczne i bardzo twórcze. Kiedy usłyszała, że zbliża się Dzień Chłopaka, sama wpadła na pomysł, żeby przygotować dla wszystkich chłopców z klasy drobne upominki. Usiadłyśmy razem wieczorem i przez dwie godziny robiła własnoręcznie laurki – każda była inna, kolorowa, podpisana imieniem adresata i ozdobiona naklejkami. Do tego dokupiłyśmy małe czekoladki, które miały być miłym dodatkiem.

Reklama

Nie namawiałam jej do tego. To była jej własna inicjatywa, z serca. Była taka podekscytowana, że nie mogła się doczekać następnego dnia. Rano starannie zapakowała wszystko do torby i pobiegła do szkoły, dumna i szczęśliwa, że zrobi coś dobrego.

Zamiast wdzięczności – śmiech i kosz na śmieci

Po południu wróciła do domu zapłakana. Na przerwie położyła chłopcom prezenty na ławkach, zanim przyszli z boiska. Kiedy weszli do klasy, wzięli czekoladki, zjedli je od razu, a na laurki nawet nie spojrzeli. Zaczęli się z nich śmiać, komentować, że „to głupie”, „dziewczyńskie”, „po co to komu”. A potem większość po prostu wyrzucili do kosza. Nikt nie podziękował. Nikt nie powiedział dobrego słowa. Niektórzy nawet zrobili sobie z laurek kulki do rzucania.

Kiedy mi to opowiadała, czułam narastającą złość. Przecież nikt nie kazał im się zachwycać, ale minimum szacunku i kultury osobistej to nie jest chyba zbyt wiele. Dziecko poświęciło swój czas i serce, a w zamian dostało śmiech i obojętność. Tego się nie da „zignorować” ani obrócić w żart, jak radzą niektórzy rodzice.

To nie dzieci są winne, tylko wychowanie

Wiem, że dzieci bywają różne, że w klasach są różne charaktery. Ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to, co się wydarzyło, to nie tylko kwestia wieku czy „głupiego zachowania”, tylko braku wychowania. W wielu domach nikt nie uczy dzieci, żeby powiedzieć „dziękuję”, docenić gest, okazać wdzięczność. Nie rozmawia się o życzliwości, empatii, o tym, jak ważne są drobiazgi.

Nie oczekuję, że chłopcy będą się wzruszać laurkami. Ale chciałabym, żeby ktoś im kiedyś powiedział, że za każdym takim gestem stoi drugie dziecko – z uczuciami, nadziejami i wrażliwością. Że śmiejąc się z czyjejś pracy, można naprawdę zranić.

Dla mojej córki to była bolesna lekcja, którą zapamięta na długo. Powiedziała, że więcej już niczego nie będzie robić „dla chłopaków”. A ja patrzyłam na nią i czułam żal – nie do niej, tylko do świata, w którym coraz trudniej nauczyć dzieci zwykłej wdzięczności i szacunku.

Karolina


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz także: Dyrektorka podjęła decyzję w sprawie szatni. Rodzice się pienią, a powinni dziękować

Reklama
Reklama
Reklama