Dlaczego dzieci nie chcą podchodzić do Mikołaja? Psycholog tłumaczy bez lukru
Nie każde dziecko marzy o zdjęciu z Mikołajem – i wcale nie musi. A to, co dorośli często nazywają „wstydem”, bywa po prostu sygnałem granic, których nie wolno ignorować. Zapytałam psychologa, skąd bierze się lęk przed Mikołajem i usłyszałam wyjaśnienie, które zmienia perspektywę wielu rodziców.

Kiedy „magia świąt” staje się dla dziecka… stresorem
Zawsze wydawało mi się, że widok Mikołaja to dla dzieci spełnienie świątecznego snu. W końcu sama pamiętam kolejki w przedszkolu, emocje, prezenty i ten moment, gdy trzeba było usiąść na kolanach brodatego pana, nawet jeśli nie miało się na to najmniejszej ochoty.
Dziś, jako mama, widzę to zupełnie inaczej. I widzę przede wszystkim dzieci, które nie chcą podchodzić do Mikołaja – nie dlatego, że są nieśmiałe czy „trudne”, ale dlatego, że ich ciało mówi: to dla mnie za dużo.
Psycholog, z którym rozmawiałam, wytłumaczył to bardzo prosto: wiele dzieci odbiera tę sytuację jako intensywną, obcą i nieprzewidywalną. A najmłodsi nie mają jeszcze narzędzi, by oddzielić fantazję od rzeczywistości.
„Dla dziecka Mikołaj jest kimś zupełnie obcym – głośnym, przebranym, często nachylającym się zbyt blisko. Silna ekspozycja na nową osobę w przebraniu może wywołać lęk, który jest naturalną reakcją rozwojową” – usłyszałam.
To nie bunt. To instynkt
W świecie dorosłych często słyszę: „No podejdź! Nic ci nie zrobi!”, „Taki wielki, a się boi?”, „Mikołaj przyniesie prezent tylko odważnym!”. I za każdym razem coś mnie ściska. Bo dzieci nie boją się na złość rodzicom. Boją się… żeby przetrwać. Ich układ nerwowy działa szybko, intuicyjnie, bez filtrów społecznych, które my w sobie wytrenowaliśmy.
Dziecko może:
- odczuwać dyskomfort z powodu bliskości obcej osoby,
- nie rozumieć intencji dorosłego w przebraniu,
- reagować na głośny głos lub nowe otoczenie,
- bać się oceny innych, gdy wszyscy patrzą.
Psycholog podkreślił, że to nie jest żaden „problem wychowawczy”. To normalny etap rozwojowy i absolutnie zdrowa reakcja.
„Jeśli dziecko się cofa, chowa za rodzicem, nie chce podejść – to jego granica. A naszą rolą jest ją zobaczyć, a nie przełamywać na siłę” – tłumaczył.
A może to my mamy z tym problem?
Przyznaję: przez lata wydawało mi się, że „magia świąt” wymaga pewnych scen. Że zdjęcie z Mikołajem to obowiązkowy element rodzinnego albumu. Ale prawda jest taka, że często to my – dorośli – potrzebujemy tego zdjęcia bardziej niż dzieci.
Psycholog zwrócił uwagę, że dorosłym trudno zaakceptować dziecięce reakcje, bo:
- chcemy „mieć ładne wspomnienia”,
- zależy nam na tym, co powiedzą inni,
- czujemy presję otoczenia („inne dzieci idą, nasze też powinno”),
- mylimy świąteczną tradycję z koniecznością.
Dla dziecka jednak liczy się tylko jedno: poczucie bezpieczeństwa. Jeśli atmosfera jest napięta, a rodzic naciska, „magia” w sekundę zamienia się w stres.
Jak pomóc dziecku, które nie chce podejść?
Psycholog podał kilka prostych, ale naprawdę uwalniających wskazówek:
- Pozwól dziecku obserwować z daleka. To już udział.
- Nie komentuj jego reakcji przy innych. To daje mu poczucie, że jest w porządku.
- Daj wybór: podejdziesz albo nie – obie opcje są OK.
- Nie obiecuj prezentu za odwagę. To buduje fałszywe warunki miłości.
- Nie rób presji zdjęciowej. Jeśli nie chce – nie musi być pamiątki.
„Najgorsi są dorośli, którzy czują, że muszą coś naprawić. A tu nie ma co naprawiać. Dziecko potrzebuje tylko czasu i poczucia, że nie jest oceniane” – dodał psycholog.
Czasem największym prezentem jest wolność wyboru
W tym roku postanowiłam dać moim dzieciom dokładnie to: wolność. Bez tłumaczenia, bez namawiania, bez „no idź, szybko!”. Jeśli ktoś chce podejść – świetnie. Jeśli nie – też świetnie. Bo święta nie polegają na tym, by dzieci robiły rzeczy, które dobrze wyglądają na rodzinnych zdjęciach. Święta są po to, by nikt nie musiał udawać odwagi, której jeszcze w sobie nie ma.
Spokój, zrozumienie, granice – to jest magia, której naprawdę potrzebujemy. I tę magię możemy dać dzieciom bez żadnego przebrania, brody i worka z prezentami.