Reklama

Święta w teorii mają być czasem bliskości, ciepła i wspólnego bycia razem. W praktyce często są momentem, w którym dzieci płaczą częściej, kłócą się głośniej, są bardziej drażliwe, impulsywne albo wręcz „nie do zniesienia”. Po dwudziestu latach pracy dziennikarskiej i tysiącach rozmów z rodzicami wiem jedno: to nie jest przypadek ani wychowawcza porażka.

To nie są „złe dzieci”. To dzieci w stanie przeciążenia.

Święta to dla dzieci ogromny stres, nie relaks

Dorosłym święta kojarzą się z odpoczynkiem. Dla dzieci bardzo często są czymś dokładnie odwrotnym. Zmiana rytmu dnia, inne godziny snu, późne kolacje, wyjazdy, hałas, zapachy, rozmowy dorosłych, których nie rozumieją, napięcie unoszące się w powietrzu.

Dziecko nie ma jeszcze rozwiniętych narzędzi do regulowania emocji. Gdy bodźców jest za dużo, organizm wchodzi w tryb obronny. U jednych objawia się to płaczem, u innych wybuchami złości, u jeszcze innych wycofaniem lub prowokacyjnym zachowaniem.

To nie jest „rozpuszczenie”. To reakcja układu nerwowego.

Dzieci chłoną napięcie dorosłych jak gąbka

Jednym z największych mitów jest przekonanie, że dzieci „nic nie czują” albo „nie wiedzą, co się dzieje”. Czują bardzo dużo. Nawet jeśli nikt nie podnosi głosu, nawet jeśli konflikty są przemilczane, dziecko doskonale wyłapuje napięcie między dorosłymi.

Święta często są czasem powrotów do trudnych relacji rodzinnych, niewypowiedzianych pretensji, zmęczenia przygotowaniami. My, dorośli spinamy się, żeby „było miło”. Dzieci ten stres przejmują na siebie – i wyrażają go jedynym znanym im językiem: zachowaniem.

Nadmiar oczekiwań, którym nie da się sprostać

W święta oczekujemy od dzieci rzeczy sprzecznych. Mają być grzeczne, spokojne, wdzięczne, radosne, uśmiechnięte. Mają nie przeszkadzać, ale uczestniczyć. Mają siedzieć przy stole, ale nie nudzić się. Mają cieszyć się prezentami, ale nie za bardzo.

To ogromne obciążenie. Dziecko nie ma kompetencji, by zarządzać tak wieloma oczekiwaniami naraz. Kiedy presja rośnie, ciało reaguje. A my nazywamy to „złym zachowaniem”.

Święta uruchamiają emocje, których się nie spodziewamy

Psychologia jasno mówi: święta są silnym wyzwalaczem emocji. Radości, ale też smutku, tęsknoty, żalu, straty. Dzieci – nawet te małe – przeżywają je bardzo intensywnie.

Dla jednych to pierwsze święta po rozwodzie rodziców. Dla innych pierwsze bez ukochanej osoby. Dla jeszcze innych moment, w którym widzą różnice między tym, jak jest u nich, a jak „powinno być” według reklam i opowieści.

Dziecko nie powie: „Jest mi trudno, bo czuję stratę i dezorientację”. Ono krzyknie, tupnie, popchnie rodzeństwo albo rozpłacze się bez wyraźnego powodu.

„Złe zachowanie” to często wołanie o regulację

Z perspektywy psychologii dziecięcej zachowanie jest informacją. Dziecko komunikuje, że coś je przerasta, że potrzebuje wsparcia, spokoju, czasem po prostu wyjścia do innego pokoju.

Zamiast pytać: „Dlaczego on tak się zachowuje?”, warto zapytać: „Co teraz jest dla niego za trudne?”. Często odpowiedź jest prostsza, niż myślimy: za głośno, za długo, za dużo ludzi, za mało snu.

Co naprawdę pomaga dzieciom w święta

Nie idealne święta. Nie perfekcyjnie nakryty stół. Nie grzeczne dzieci „jak z obrazka”.

Pomaga przewidywalność. Krótkie przerwy od wspólnego siedzenia. Zgoda na to, że dziecko może nie chcieć przytulać się do wszystkich. Zrozumienie, że zmęczenie emocjonalne wygląda czasem jak niegrzeczność.

I jedno z najważniejszych: dorosły, który nie dokłada wstydu do trudnych emocji dziecka.

Święta nie są testem wychowawczym

Po latach obserwacji wiem jedno: święta nie pokazują, czy jesteśmy dobrymi rodzicami. Pokazują raczej, jak bardzo wszyscy – mali i duzi – jesteśmy ludźmi. Jeśli dziecko „źle się zachowuje” w święta, to nie znaczy, że coś z nim jest nie tak. Bardzo często oznacza to tylko tyle, że jest mu trudno. A trudne emocje nie potrzebują kar. Potrzebują obecności.

Reklama
Reklama
Reklama