Reklama

Mama 4-letniej Zojki napisała do naszej redakcji list o tym, jak trudno stawiać granice, zwłaszcza babci. Bo choć i rodzice, i dziadkowie chcą dobrze dla dziecka, to nie zawsze oznacza to samo. A kiedy domowe zasady są regularnie ignorowane, trudno o wzajemne zaufanie – choć wszyscy, przynajmniej w teorii, grają do jednej bramki.

Reklama

Babcia poczęstowała wnuczkę deserem z PRL

„Wakacje u babci dobrze jej zrobią” – tak sobie mówiłam. Że odpocznie od szkoły, że ja chwilę popracuję bez wyrzutów sumienia, że będą miały czas tylko dla siebie. Miało być miło i spokojnie.

Drugiego dnia zadzwoniła do mnie córka. Zwykła rozmowa – co słychać, jak się bawi, czy zjadła obiad. W trakcie włączyła kamerkę, pokazać, co robią. I wtedy zobaczyłam, co ma na talerzu.

Przecież to zwykły chleb. Zobacz, jak jej smakuje!”

Ogromna pajda chleba i gruba warstwa cukru. Klasyka z PRL-u. Ja to pamiętam, bo moja babcia też mnie tym karmiła. Ale ja już dawno powiedziałam: koniec. U nas w domu nie ma takich „przysmaków”. Nie dlatego, że jestem matką od jarmużu. Tylko dlatego, że moje dziecko po cukrze wariuje.

Dosłownie. Najpierw euforia, potem histeria, krzyk, płacz, przebodźcowanie. I tak w kółko. A przecież rozmawiałam z mamą o tym wiele razy. Prosiłam, tłumaczyłam. Że to nie fanaberie, tylko konkretna reakcja. Ale jak widać, nic nie dotarło.

Moja mama była cała z siebie zadowolona. „Zobacz, jak jej smakuje!” – rzuciła z uśmiechem. Jakby zrobiła coś dobrego. Jakby dała jej kawałek dzieciństwa, który trzeba celebrować. A ja w środku aż kipiałam. Bo wiedziałam, co będzie dalej.

To ja miałam rację. Co mam teraz zrobić z moją mamą?

I niestety – miałam rację. Dwie godziny później córka była nie do poznania. Roztrzęsiona, płaczliwa, nie dało się jej uspokoić. W końcu wsiadłam w auto i pojechałam po nią. Z duszą na ramieniu. I co dalej? Udawać, że nic się nie stało? Przymknąć oko, bo „babcia chciała dobrze”?

A może następnym razem po prostu zapisać ją do klubiku i jasno powiedzieć, że skoro nie da się dogadać, to trudno – odpoczynek będzie wyglądał inaczej. Sama już nie wiem. Jedno jest pewne: ja swojego zdania nie zmienię, a moja mama ewidentnie nie zamierza odpuścić. To nie są „zasady na pokaz”.

Jeśli mówię, że coś szkodzi Zojce, to nie dlatego, że mam kaprys. Tylko dlatego, że jestem za nią odpowiedzialna.


Napisz do nas na redakcja@mamotoja.pl

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama