Dzieci w szkole tylko wybrzydzają. „W domu w kółko nuggetsy, to się w głowie przewraca”
Rodzice często narzekają na szkolne obiady, ale nikt nie mówi głośno o tym, co dzieci jedzą w domach. Ja powiem wprost − to nie szkoła jest winna, tylko my, dorośli.

Jestem mamą dwójki dzieci w wieku szkolnym i naprawdę nie rozumiem tej fali narzekania na szkolne stołówki. Czytałam ostatnio u was artykuł o tym, że dzieci nie chcą jeść zupy brukselkowej czy warzywnych dań, i aż się we mnie zagotowało.
Zdrowe obiady w szkołach nie są problemem
Moje dzieci też czasem marudzą, ale to nie znaczy, że obiady są złe. W większości szkół jedzenie jest zdrowe, zbilansowane, a panie kucharki naprawdę się starają.
Pamiętam własne czasy szkolne − jadło się, co było na talerzu, i nikomu do głowy nie przyszło, żeby zrezygnować z obiadu, bo „nie smakuje”. Teraz dzieci potrafią kręcić nosem na wszystko, co nie jest panierowane i smażone. I nie chodzi o to, że kuchnia szkolna jest zła. Chodzi o to, że przyzwyczailiśmy nasze dzieci do zupełnie innego jedzenia w domu.
Domowe przyzwyczajenia psują szkolny apetyt
Prawda jest taka, że wielu rodziców nie ma czasu ani chęci gotować. W efekcie w wielu domach królują szybkie rozwiązania: nuggetsy, frytki, zapiekanki, parówki, gotowe sosy i słodkie napoje. To nie jest jednorazowy przypadek − to codzienność. Dziecko, które przez weekend je tylko fast foody, nie będzie potem chciało w poniedziałek zjeść zupy jarzynowej czy gulaszu z kaszą.

Widzę to na własne oczy. Kiedy odbieram dzieci ze szkoły, słyszę od innych: „Nie jadł nic, bo była brukselka”. A jak pytam − co jadł wczoraj w domu? To odpowiedź brzmi: „No, znowu nuggetsy, mama często robi”. Albo: „Tata zamówił pizzę”. To nie szkoła ma się dopasować do naszych dzieci, tylko my powinniśmy je uczyć normalnych nawyków.
Przyzwyczajenia wyniesione z domu są silniejsze niż najlepszy szkolny kucharz. Jeżeli w domu nie je się warzyw, nie pije wody i nie próbuje nowych smaków, to nawet najlepszy obiad na stołówce nie będzie miał szans.
Jadłospis w szkole do poprawki? Rodzice muszą zacząć od siebie
Zanim zaczniemy obwiniać szkołę, spójrzmy na siebie. Czy my sami dajemy dobry przykład? Czy siadamy z dziećmi do stołu i jemy razem normalny posiłek, czy każdy wcina coś osobno przed telewizorem? Dzieci patrzą i naśladują. Jeśli widzą, że mama i tata też nie lubią warzyw i popijają colę do obiadu, to nie będą nagle zachwycone zupą kalafiorową.
Może warto czasem poświęcić pół godziny, żeby razem ugotować prostą zupę albo upiec coś domowego. Dzieci, które pomagają w kuchni, chętniej próbują nowych smaków. A jeśli w domu nie będzie ciągle fast foodów, to brukselka w szkole nie będzie aż takim szokiem.
Luiza
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Zasiadłyśmy z córką do lektury, a po chwili trzasnęłam książką. Nie zgadzam się na takie rzeczy