Dziecko zaczęło krzyczeć w sklepie – wtedy matka upadła na podłogę. „Nie spodziewałam się”
Krzyk trzylatka w supermarkecie momentalnie ściągnął spojrzenia wszystkich dookoła. Zamiast jednak podnieść głos lub wyciągnąć dziecko ze sklepu na siłę, jego mama zrobiła coś, po czym inni klienci oniemieli.

Autorka listu, pani Jagoda, napisała do nas o sytuacji w supermarkecie. „Stałam przy warzywach, kiedy usłyszałam najpierw pisk, potem już pełen wrzask” – wspomina. Zobaczyła chłopca, na oko trzy-, czteroletniego, który leżał na podłodze między regałami i walił piętami w płytki. „Ręce miał zaciśnięte w pięści, twarz czerwoną, oddech urywany. Znacie na pewno ten stan, kiedy do dziecka nic już nie dociera”.
Scena z dzieckiem w sklepie jak z innej planety
W takich momentach większość z nas ma w głowie gotowy zestaw reakcji. Jedni próbują szybko podnieść dziecko, odciągnąć na bok, uspokoić szeptem. Inni, coraz bardziej napięci, podnoszą głos. Jeszcze inni wstydzą się spojrzeń i po prostu „szarpią dziecko do wyjścia”. Autorka listu też spodziewała się klasycznego rozwiązania. „Pomyślałam: zaraz będzie krzyk, targanie, nerwowy monolog tłumaczący wszystkim dookoła, że ‘on zawsze tak’”.
Tymczasem stało się coś absolutnie nieoczekiwanego. „Matka podeszła powoli. Nie powiedziała nic ostrego. Położyła koszyk obok i… położyła się na podłodze tuż przy synku”. Autorka podkreśla, że jej ruchy były spokojne, bez teatralności. Jakby kobieta dokładnie wiedziała, po co to robi.
„Zgięła kolana, obróciła głowę w jego stronę i powiedziała coś po cichu. Chłopiec jeszcze przez chwilę szlochał, ale matka nie przyspieszała wydarzeń. Oddychała równo. Głaskała go po plecach. Nie próbowała go podnieść na siłę”.
Ludzie patrzyli, jakby nie rozumieli
Autorka listu nie ukrywa, że reakcje otoczenia były mocne. „Kilka osób stanęło i patrzyło. Ktoś przewrócił oczami i pokiwał głową z niedowierzaniem. Ktoś inny szepnął do partnera. Czułam ten klimat oceniania, jakby wszyscy mieli w kieszeni jedyną słuszną instrukcję na rodzicielstwo”.
Właśnie to zrobiło na niej największe wrażenie. Nie sam krzyk dziecka, tylko cisza matki. „Nikt się nie spieszył, nikt nie tłumaczył się ludziom. Ona była z nim, jakby świat dookoła przestał istnieć. A ludzie w większości patrzyli jak na kogoś z innej planety. Wielu pewnie wolałoby, żeby podniosła głos. To byłoby dla nich ‘normalne’. Tyle że normalne niekoniecznie znaczy dobre”.

Histeria w supermarkecie: ta historia zostaje w głowie
W ostatnich zdaniach listu autorka pisze coś, co bardzo do mnie trafiło. „Nie jestem matką tego chłopca, ale poczułam wdzięczność, że mogłam to zobaczyć. Zrozumiałam, że spokój rodzica też jest komunikatem. Może nawet najważniejszym”.
To rodzicielstwo w praktyce, bez wielkich haseł. Dziecko w emocjonalnej burzy nie potrzebuje kolejnego bodźca. Potrzebuje dorosłego, który wytrzyma napięcie i pokaże, że da się przez nie przejść bez przemocy. Matka z listu zrobiła to dosłownie, schodząc na poziom dziecka. Nie po to, żeby „wygrać”, tylko żeby być blisko.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Toksyczni rodzice rujnują życie dziecka. Po tych 10 zdaniach trudno się podnieść