Reklama

Złość mojej córki kiedyś mnie przerażała. Te czerwone policzki, zaciskające się piąstki, krzyk, czasem rzucona zabawka. W takich chwilach sama czułam się bezradna i w środku również zaczynałam kipieć. Aż pewnego dnia usłyszałam o jednym prostym pytaniu, które zmieniło nasze życie.

Reklama

„Jak duży jest twój gniew?”

To pytanie brzmi banalnie, ale działa cuda. Kiedy moje dziecko wpada w złość, zamiast krzyczeć „uspokój się!” albo mówić „przestań już tak się zachowywać”, klękam przy Tosi i pytam: „Jak duży jest twój gniew?”.

Na początku patrzyła na mnie zdezorientowana. Ale po chwili, zamiast rzucać kolejną zabawką, pokazywała rękami: „Taki duży!”. Czasem rozkłada ręce szeroko, czasem robi malutki gest. To pytanie odciąga jego uwagę od tej burzy w środku i pozwala jej na chwilę się zatrzymać.

Amerykańska psycholożka dziecięca Caitlin Slavens podkreśla, że to właśnie takie pytania dają dziecku poczucie bezpieczeństwa. Kiedy pytasz, nie oceniasz i nie umniejszasz jego emocji. Pokazujesz, że chcesz je zrozumieć, a to przynosi ogromną ulgę.

Nie tłum, nie ignoruj, nie krzycz

Wiem, jak łatwo jest wpaść w schemat: „Nic się nie stało, przestań”. Sama to powtarzałam, chcąc, by złość minęła jak najszybciej. A to już umniejszanie emocji.

Caitlin Slavens mówi, że oprócz pytania o wielkość gniewu, możemy też powiedzieć dziecku: „Widzę, że jesteś bardzo zły” oraz „Jestem tutaj z tobą”. Te zdania są jak kotwica, która trzyma dziecko blisko nas, nawet jeśli w tej chwili wszystko w nim krzyczy: „Nie chcę nikogo!”.

To nie jest cudowna metoda, która w sekundę rozwiązuje wszystkie wybuchy. Ale to sposób, by pomóc dziecku poczuć się ważnym w tym, co przeżywa. Bez wstydu. Bez poczucia, że jest złe, bo czuje gniew.

To pytanie uczę się zadawać także sobie. Bo czasem mój gniew bywa ogromny. A świadomość, jak duży jest, pozwala mi go oswoić, zanim zrobi emocjonalną krzywdę mnie samej lub mojemu dziecku.

Reklama

źródło: cnbc.com

Reklama
Reklama
Reklama