Jedno zdanie, które wypowiadamy bezmyślnie przy córkach. Zostaje z nimi na całe życie
Jeden niedbały komentarz. Jedno spojrzenie w lustro przy dziecku, które wszystko słyszy i zapisuje w głowie. Chodzi o słowa, które pozornie dotyczą tylko wyglądu, a zostają z nimi na całe życie.

A przecież obiecałam sobie, że nigdy tego nie powiem
„Ale wyglądam dziś okropnie”. Rzuciłam to mimochodem, poprawiając makijaż przed lustrem w przedpokoju. Zmęczone oczy, wypłowiały T-shirt, sińce pod oczami, bo gotowałam obiad do 23, a potem jeszcze czytałam. Nie pierwszy raz coś takiego powiedziałam. Ale tym razem obok stała Hania. Moja 9-letnia bratanica. Nocowała u nas. Zerknęłam na nią, a ona stała i patrzyła w swoje odbicie.
I ja sobie wtedy przypomniałam, że kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie powiem czegoś takiego przy niej. Bo dojrzewa, bo się rozwija, bo jej ciało się zmienia. Ale powiedziałam to z automatu. A ona to słyszy od swojej mamy, od babci, i teraz ode mnie.
Samokrytyka przy dzieciach to więcej niż tylko słowa
To nie był żart. Nie powiedziałam tego z przymrużeniem oka. Powiedziałam to naprawdę. I ona to usłyszała. Tak samo, jak ja kiedyś słyszałam to od swojej mamy. A ona – jestem prawie pewna – od swojej. Nie było w tym złej woli. Tylko zmęczenie, pośpiech, ten wewnętrzny głos, który podpowiada, że zawsze mogłabyś wyglądać lepiej.
Ale właśnie w ten sposób uczymy się patrzeć na siebie. I przekazujemy to dalej – jakby to była jakaś rodzinna tradycja. Coś, co się powtarza, choć wcale nie powinno. I zostało to ze mną na długo. Nawet wtedy, gdy byłam nastolatką i wszyscy mówili: „Ale jesteś śliczna”, ja widziałam tylko to, co trzeba zakryć albo poprawić. Bo wyglądałam inaczej niż dziewczyny z okładek Bravo Girl.
Jak rozmawiać z dziećmi o ciele?
Dziś sama jestem mamą. I właśnie dlatego próbuję to przerwać. Zaczęłam od słów. Od takich małych drobiazgów. I choć jestem mamą chłopca, staram się mówić inaczej – i dla mojej bratanicy, i dla niego. Żeby on też uczył się patrzeć na ludzi z wyrozumiałością, a w przyszłości – na swoją partnerkę czy partnera – z czułością.
Kiedy mam gorszy dzień, zamiast mówić: „Wyglądam strasznie”, staram się powiedzieć: „Dziś jestem zmęczona i potrzebuję więcej spokoju”. Brzmi inaczej, robi różnicę, ale to wciąż ta sama prawda. A ja nie chcę, żeby dorastał z myślą, że kobieta musi być wiecznie niezadowolona z siebie. Ani że mężczyzna ma prawo to komentować. Albo że on sam musi aż tak przejmować się swoim wyglądem.
Pozytywny język w rodzinie zaczyna się od ciebie
Dlatego pilnuję siebie. Ale też jego taty. Uczymy się razem, jako rodzina, mówić o sobie z większą życzliwością. Nie udajemy, że jesteśmy idealni. Ale też nie biczujemy się za to, że jesteśmy po prostu normalni. I tak – czasem jeszcze mam odruch, żeby westchnąć przed lustrem. Ale wtedy pytam siebie: Czy chciałabym, żeby moja córka tak o sobie myślała? Czy chciałabym, żeby mój syn tak mówił o swojej żonie?
Ja wiem, że dzieci słyszą więcej, niż nam się wydaje. I że to jedno zdanie, rzucone bez namysłu, może zostać w nich na całe życie. A jeśli już coś ma w nich zostać – niech to będzie: „Dziś jestem sobą. I to mi wystarcza”.
Zobacz też: To 1 słowo mówią tylko dobrze wychowane dzieci. Ale bądź czujna, jeśli słyszysz je zbyt często