Jestem nauczycielką i chciałam dorobić na koloniach. To praca cięższa niż w szkole
Wśród wielu osób panuje (błędne!) przekonanie, że praca nauczyciela to bułka z masłem. Choć pedagodzy stanowczo temu zaprzeczają, w dyskusji pojawił się jeszcze jeden głos: tak, praca w szkole to harówa, ale tam przynajmniej są przerwy. Przeczytajcie mail nauczycielki, która prosi o anonimowość.

Uczę w podstawówce chemii. Kiedy latem pojawiła się możliwość wyjazdu na kolonie jako wychowawca, pomyślałam, że to świetna opcja – dodatkowy zarobek i trochę oderwania od szkolnej rutyny. Przeszłam kurs opiekuna kolonijnego, więc czułam się przygotowana. Teraz mogę powiedzieć jedno: to była najcięższa praca w moim życiu. Tak, cięższa niż w szkole.
Na koloniach mamy pod opieką dzieci w różnym wieku – najmłodsze mają 7, 8 lat, najstarsze 17. Ta różnica bywa wyraźna na każdym kroku. Młodsze dzieci wymagają ciągłej uwagi, często są stęsknione za rodzicami, zagubione, niezbyt samodzielne.
Ze starszymi wcale nie jest lepiej. Mają dwie lewe ręce, jak ich młodsi koledzy, a do tego dochodzi ta paskudna roszczeniowość: jedzenie niedobre, zajęcia nudne, WiFi słabe, łóżka twarde, w jeziorze zimna woda To czego oni oczekiwali, jacuzzi?
Na koloniach opiekun nie ma przerwy. Nigdy
W szkole, na lekcji, mam swoje zasady, wyznaczone zadania, kończę zajęcia i mam przerwę, mogę napić się kawy i zebrać myśli. Na koloniach przerwy nie ma w ogóle. Od momentu, kiedy dzieci się budzą, zaczyna się maraton: „Proszę pani, Antek mi zabrał koszulkę”, „Proszę pani, on mnie popchnął!”, „Proszę pani, ona nie chce ze mną siedzieć w autokarze!”. A kiedy już wydaje się, że wszystko ogarnięte, zaczynają się jęki, że za gorąco, że za zimno, że daleko, że nudno.
Wieczorem, po całym dniu zadań i obowiązków, też nie ma mowy o odpoczynku. Najmłodsze dzieci zwykle padają po wszystkich atrakcjach, ale tu zaczynają się harce starszyzny. Pilnowanie, czy nikt nie popala, czy czasem komuś nie przyjdzie do głowy szwendać się po lesie itd...
W sumie spałam może po 4 godziny na dobę i to z jednym okiem otwartym, bo zawsze bałam się, że któreś dziecko czegoś będzie potrzebowało albo coś się wydarzy. Nie mogłam wylogować się z Librusa, nie mogłam wyłączyć powiadomień. O przeprawach z rodzicami nawet nie będę zaczynać...
Wróciłam wykończona fizycznie i psychicznie. Nie żałuję, bo to doświadczenie nauczyło mnie pokory i jeszcze większego szacunku do wychowawców kolonijnych. Ale jeśli raz jeszcze usłyszę, że opiekunowie kolonijni to są na wakacjach, za które im jeszcze płacą, wkurzę się bardziej, niż kiedy muszę słuchać, że nauczyciele to lenie. Jeśli tak sądzicie, drodzy państwo, możemy się zamienić.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl