Reklama

List, który trafił na redakcyjną skrzynkę, zaczynał się od krótkiego wyznania: „Nigdy nie sądziłam, że jedno niewinne kłamstewko rozpęta taką burzę”. Autorka listu – mama czteroletniej Leny – wierzyła, że podtrzymywanie magii świąt to najpiękniejszy prezent, jaki może dać dziecku. Co roku opowiadała córce o św. Mikołaju, który w wigilijną noc skrada się pod choinkę z workiem prezentów.

Świąteczny sekret, który wymknął się spod kontroli

W tym roku w pomoc przy „mikołajowej misji” zaangażował się wujek dziewczynki. W wigilijny wieczór miał po cichu ułożyć paczki pod drzewkiem, gdy Lena była zajęta w innym pokoju. Wszystko było zaplanowane – tak przynajmniej myśleli.

„Nie przewidziałam jednego: że akurat wymknie się z pokoju w najmniej odpowiednim momencie” – napisała mama.

I to był początek nieoczekiwanej katastrofy.

„Stała w drzwiach i patrzyła, jak wujek trzyma jej paczkę”

Kiedy dziewczynka otworzyła drzwi, zobaczyła scenę, której – według jej wyobrażeń – nie powinno być. Wujek stał pochylony przy choince, z prezentami w dłoniach. Żadnych sań, żadnego Mikołaja, żadnego dzwoneczka.

„Gdy weszła do pokoju, usłyszałam wrzask. Takiego krzyku jeszcze u niej nie słyszałam” – relacjonuje autorka. Lena była przekonana, że wujek właśnie „kradnie” jej prezenty. Zamiast radości – panika. Zamiast magii – łzy.

Rodzina próbowała wyjaśnić sytuację, ale czterolatka była zbyt roztrzęsiona, żeby słuchać. „Powtarzała, że ją okłamaliśmy” – czytamy w liście.

Dla mamy był to moment brutalnego uświadomienia sobie, jak mocno dzieci potrafią przywiązać się do słów dorosłych.

święta
Część rodziców decyduje się wyjawić dziecku prawdę o tym, kto przynosi świąteczne prezenty, fot. AdobeStock/Soloviova Liudmyla

Trudna rozmowa i jeszcze trudniejsza refleksja

Po uspokojeniu emocji przyszła pora na rozmowę. Mama próbowała tłumaczyć córce, że opowieść o Mikołaju to bajka, którą opowiada się dzieciom na całym świecie. Ale Lena – jak pisze autorka – „popatrzyła na nią tak poważnie, jakby miała co najmniej dziesięć lat”.

To właśnie ten fragment listu najbardziej chwyta za serce. Czuć w nim coś więcej niż dziecięce rozczarowanie: jest tam utrata zaufania, pierwsze zderzenie z tym, że rodzice czasem mijają się z prawdą. Mama próbowała tłumaczyć: „Nie chciałam cię skrzywdzić. Myślałam, że dzięki temu będziesz mieć piękne wspomnienia”.

Potem mama spojrzała na tę sytuację inaczej. „Może trzeba było pozwolić jej cieszyć się świętami bez fikcji. Może ta magia wcale nie potrzebuje brodatego świętego w czerwonym stroju, tylko naszej obecności i prawdziwych rozmów”.

Jej list kończy się krótką, bardzo poważną refleksją: „Nauczyłam się, że nawet niewinne kłamstwo może pęknąć w najmniej oczekiwanym momencie. A wtedy boli najmocniej tych najmniejszych”.

To historia, z której wielu rodziców wyciągnie wniosek na przyszłość – szczególnie w okresie, kiedy magia świąt miesza się z codzienną, czasem trudną rzeczywistością.

Zobacz też: Te dzieci osiągną sukces w przyszłości. Rodzice codziennie pozwalają im ćwiczyć 1 rzecz

Reklama
Reklama
Reklama