Krzyczę, gdy dziecko mnie nie słucha. Nie będę z tego powodu się samobiczować
To słowa do każdej matki nieidealnej. Do każdej matki, której zdarza się krzyknąć. Choć zwykle już po ułamku sekundy pojawia się fala wyrzutów sumienia, najważniejsze jest to, co zrobisz później.

Nie jestem matką idealną. Już dawno przestałam wierzyć, że taka istnieje.
Mam synka, który ma trzy lata. Kocham go nad życie. Gdy śpi, patrzę na niego i myślę, że nie ma piękniejszej istoty na świecie. Ale w ciągu dnia… czasem mam ochotę uciec. Daleko. Choćby do sklepu spożywczego, byle mieć pięć minut ciszy.
Rano proszę go, żeby się ubrał. Najpierw spokojnie. „Kochanie, załóż skarpetki”. Cisza. „Kochanie, proszę, załóż skarpetki”. Nic. „Skarpeteczki zakładamy, kochanie, bo wychodzimy”. On w tym czasie biega po pokoju z samochodzikiem, udaje karetkę, robi syreny. Próbuję założyć mu skarpetkę na biegu, on ucieka, śmieje się w głos. I wtedy to się dzieje – krzyczę. „Załóż te skarpetki NATYCHMIAST!”. W jego oczach pojawia się strach. W moim sercu – pęknięcie.
Krzyk matki nie oznacza braku miłości
Są dni, kiedy krzyczę częściej. Kiedy jestem niewyspana, głowa mnie boli, a on od szóstej rano biega i krzyczy. Kiedy próbuję ugotować obiad, a on wysypuje kilogram mąki na podłogę, bo tak bardzo chce mi pomóc. Kiedy chcę przez chwilę posiedzieć w ciszy, a on uderza mnie w nos zabawką. Kiedy mam wrażenie, że moja cierpliwość wystawiana jest na próbę.
I wtedy przychodzi poczucie winy. To okropne, paraliżujące uczucie. Jestem złą matką. Skrzywdziłam go. Zostanie mu trauma. Przychodzą w głowie słowa z internetowych grup: Dziecko to lustro twoich emocji, dziecko nie zasługuje na krzyk. I jeszcze bardziej chcę zniknąć.
Ale w pewnym momencie zrozumiałam, że nie będę się za to samobiczować. Nie dlatego, że to jest w porządku. Ale dlatego, że jestem człowiekiem. Mam swoje granice. Mam prawo czuć złość. Mam prawo czasem nie wytrzymać. Nie jestem robotem.
Najważniejsze jest to, co robię później
Wiecie, co robię po takim krzyku? Podchodzę do mojego synka, przytulam go i mówię: „Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam. Mama była bardzo zmęczona i zdenerwowana. Kocham cię najmocniej na świecie. Zawsze będę cię kochać, nawet gdy krzyknę”. On wtula się we mnie całym ciałem. Wtedy wiem, że mimo moich wybuchów jestem wystarczająco dobrą mamą.
Nie będę udawać idealnej matki z Instagrama, która zawsze mówi spokojnym głosem i nigdy nie podnosi głosu. Jestem prawdziwa. A prawdziwe matki czasem krzyczą. To nie czyni nas złymi mamami. To czyni nas ludźmi.
Autorka tekstu prosi o anonimowość. Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl