Reklama

Weszłam do przedszkolnej szatni po córkę. Zwyczajny dzień – gwar, rodzice w pośpiechu, dzieci zdejmujące buciki. I wtedy usłyszałam: „leni­wa krowa”. Powiedziane niby cicho, jakby pod nosem, ale tak, bym wiedziała, że chodzi o mnie. Udałam, że nie słyszę, bo co mogłam zrobić w tej chwili? Ale w środku poczułam wstyd i złość.

Reklama

Chwilę później opiekunka przyprowadziła mi dziecko. Moja córka była zapłakana, z pełną pieluchą, która aż prosiła się o zmianę. „Niech mama się wreszcie zdecyduje na nocnik” – rzuciła półgębkiem jedna z pań. Wtedy już wiedziałam, że to nie była nieuwaga, ale celowy komunikat: to twoja wina, bo jesteś zbyt pobłażliwa, zbyt wygodna.

Odpieluchowanie to nie wyścig

Prawda jest taka, że każde dziecko rozwija się w swoim tempie. Jedno pożegna pieluchę w wieku dwóch lat, inne w wieku czterech – i w obu przypadkach to normalne. Psychologowie i pediatrzy podkreślają: odpieluchowanie to proces, którego nie da się przyspieszyć presją ani zawstydzaniem. Próby przyspieszenia mogą skończyć się lękiem, stresem, a czasem nawet problemami zdrowotnymi.

A jednak w wielu przedszkolach nadal panuje przekonanie, że dziecko powinno jak najszybciej korzystać z nocnika. I że jeśli tego nie robi, to winna jest… matka. Tak właśnie czułam się wtedy w szatni – nie jak mama, która wspiera swoje dziecko w jego tempie, ale jak ktoś, kto zawiódł.

Kiedy dziecko staje się narzędziem

Najbardziej bolało mnie to, że w tej „lekcji wychowawczej” użyto mojego dziecka. Zostawiono je w mokrej pielusze nie dlatego, że ktoś zapomniał, ale dlatego, że chciał mi coś udowodnić. To było upokorzenie – i dla mnie, i dla niej. Bo dziecko czuje, kiedy coś jest nie tak. Widzi, że inne dzieci patrzą, że mama się denerwuje. I zaczyna myśleć, że to ono zrobiło coś złego.

A przecież to nie jest jego wina. Ono nie wybrało pieluchy. Nie mogło przyspieszyć swojego ciała ani emocjonalnej gotowości. Cały ciężar „problemu” spadł na nie – i na mnie.

„To dla dobra dziecka”? Nie, to przemoc emocjonalna

Często słyszę od innych rodziców: „Ale one mają dobre intencje, chcą ci pomóc”. Nie – ignorowanie potrzeb dziecka nigdy nie jest pomocą. To przemoc emocjonalna. Żadne dziecko nie powinno być zawstydzane ani karane za coś, co jest naturalnym etapem rozwoju.

Wychowawczynie, pedagodzy, nauczyciele – to oni powinni być wsparciem dla rodziców, a nie źródłem dodatkowego stresu. Jeśli przedszkole chce rozmawiać o odpieluchowaniu, niech robi to otwarcie, szczerze, z szacunkiem. Ale nigdy kosztem dziecka.

Co możemy zrobić jako rodzice?

Przede wszystkim – reagować. Rozmawiać z dyrekcją, mówić jasno, że nasze dziecko ma prawo do opieki i godności niezależnie od tego, czy nosi pieluchę, czy nie. Nie możemy pozwalać, by „metody wychowawcze” polegały na ignorowaniu potrzeb malucha.

Drugą rzeczą jest wsparcie w domu. Dziecko musi usłyszeć: „To nie twoja wina. Nic złego nie zrobiłaś”. Bo jego emocje są prawdziwe i ważne. I to my – rodzice – jesteśmy pierwszą tarczą, która ma chronić je przed wstydem narzuconym z zewnątrz.

Wstyd, którego mogło nie być

Wracałam wtedy z przedszkola z poczuciem ogromnej niesprawiedliwości. Z jednej strony – bolało wyzwisko skierowane w moją stronę. Z drugiej – łzy mojego dziecka, które zostało zlekceważone tylko po to, żeby mi coś udowodnić.

Reklama

Nie uda nam się uchronić dzieci przed każdym przykrym doświadczeniem. Ale możemy walczyć o to, by w miejscach, które powinny być bezpieczne, nie były traktowane jak narzędzia do zawstydzania rodziców. Bo żadne dziecko nie powinno być używane do tego, żeby dorosły „nauczył czegoś” jego mamę.

Reklama
Reklama
Reklama