Reklama

Macierzyństwo pod presją

Nie zliczę, ile razy słyszałam od innych mam: „jestem wykończona”. I nie chodzi tylko o brak snu, ale o ten ogrom presji, by być idealną – zawsze zadbaną, spokojną i uśmiechniętą. Social media zrobiły z nas pokolenie, które porównuje swoje życie do zdjęć z Instagrama. A tam każda mama ma perfekcyjnie uczesane dziecko i czas na kawę w modnej knajpie.

Reklama

Prawda wygląda inaczej. Poranki to bieganina, spakowanie śniadania do plecaka, ubrania z kosza do prasowania i szybkie „jedziesz już?” do starszaka. W takich chwilach łatwo zapomnieć, że właśnie tu, w chaosie, dzieje się nasze prawdziwe życie.

„Szczęście nie ma smaku matchy”

Mówi się, że dzieci odbierają wolność. Ja mam inne zdanie. To nie dzieci są winne, tylko wizja, którą ktoś nam sprzedał – że spełniona kobieta to ta, która siedzi w designerskich sandałkach na Zbawixie i sączy matchę. A przecież szczęście to może być zwykły obiad zjedzony razem przy stole albo to, że najmłodsze dziecko zasypia spokojnie przy twoim boku.

Macierzyństwo bywa trudne – oczywiście. Są dni, kiedy marzę o ciszy, kiedy chciałabym na chwilę zniknąć. Ale wiem też, że największy luksus mam na co dzień – bliskość i miłość moich dzieci. To coś, czego nie kupisz za żadne pieniądze i czego nie zastąpi żadna kawa.

Instagram kontra życie

Zdarzało mi się porównywać do innych mam. Myślałam: skoro one są takie spokojne i zadbane, to ze mną musi być coś nie tak. Dopiero z czasem zrozumiałam, że te idealne obrazki nie pokazują całej prawdy. Tam, gdzie widać uśmiech, często jest też zmęczenie i łzy – tyle że ukryte poza kadrem.

Dlatego dziś staram się nie oceniać swojego życia przez pryzmat cudzych zdjęć. Bo wiem, że dla mnie szczęściem jest to, że jesteśmy razem. Nawet jeśli wokół panuje bałagan, a ja piję zimną kawę zamiast matchy.

Moja definicja szczęścia

Bycie mamą nie ma jednej definicji. Dla mnie szczęściem są drobne momenty: spacer, wspólne śmiechy, czytanie bajki przed snem. To mój luksus – luksus, którego nie pokaże żadne zdjęcie z Zbawixa.

I właśnie dlatego nie chcę już narzekać. Wolę dostrzegać te małe chwile. Bo największe szczęście nie ma nic wspólnego z matchą ani designerskimi sandałkami. Największe szczęście mam obok siebie – w domu, wśród moich dzieci.

Reklama

Zobacz także: Mąż pracuje, ja zajmuję się dzieckiem i domem. Co miesiąc dostaję 1300 zł na jedzenie

Reklama
Reklama
Reklama