Miała być hitem dla dzieci. Nie spałam całą noc, gdy zobaczyłam, co jest w środku
Miała być rozwijająca, „z przesłaniem” i nagradzana na całym świecie. Bestseller dla dzieci, który polecają nauczyciele. Ale po przeczytaniu „Mostu do Terabithii” mój 9-latek był wstrząśnięty. A ja nie mogłam zasnąć przez całą noc.

To miał być literacki prezent. Dostałam emocjonalną bombę
Szukałam książki na prezent dla mojego syna. Ma 9 lat, lubi czytać, kocha przygody, lubi się wzruszyć. „Most do Terabithii” pojawił się w większości rankingów książek dla dzieci. Był opisywany jako „poruszający”, „mądry” i „magiczny”.
Piękna okładka, entuzjastyczne recenzje. Pomyślałam: „To będzie coś wyjątkowego”. I było. Ale nie w tym sensie, w jakim się spodziewałam.
Kiedy książka boli za bardzo
Syn czytał ją wieczorami sam. Nie komentował, nie prosił o pomoc, nie miał pytań. Aż do momentu, kiedy w środku nocy przyszedł do mnie blady i roztrzęsiony. „Mamo, Leslie nie żyje. Dlaczego?!” – zapytał zdezorientowany i rozżalony.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Sama nie byłam przygotowana. Sięgnęłam po książkę i przeczytałam ją w całości jednym tchem. Płakałam. Nie ze wzruszenia, ale z bezsilności. Bo wiedziałam, że oddałam mojemu synowi w ręce opowieść, która nie była odpowiednia na jego wiek.
Trauma podana w ładnym opakowaniu
Tak, dzieci powinny oswajać się ze stratą. Tak, literatura ma prawo mówić o trudnych rzeczach. Ale „Most do Terabithii” nie zostawia młodego czytelnika z żadnym wsparciem.
Śmierć przyjaciółki, nagła i brutalna, zaledwie kilka stron przed końcem, wywraca całą historię do góry nogami. Nie ma uprzedzenia, nie ma kontekstu, nie ma przestrzeni na rozmowę. A dziecko? Zostaje z pytaniem: „Dlaczego ona musiała umrzeć?”. I z ciężarem emocji, który go przerasta.
Po tej nocy zaczęłam czytać, co piszą inni rodzice. I okazało się, że nie jestem jedyną, która się „nacięła”:
- „Moje dziecko płakało przez godzinę. Nie rozumiało, co się wydarzyło.”
- „Córka bała się zasnąć. Powiedziała, że już nigdy nie chce mieć przyjaciół.”
- „To piękna książka. Ale nie dla dzieci. A już na pewno nie bez udziału dorosłego.”
Kto decyduje, co jest „dla dzieci”?
Zastanawia mnie, jak to możliwe, że taka książka wciąż trafia na listy rekomendacji dla dzieci od 8 roku życia. Czy ktoś, kto ją poleca, pamięta, co się dzieje w finale? Czy w ogóle ją przeczytał?
Bo to nie jest historia jak „Mały Książę”, którą można czytać na wielu poziomach. To nie jest bajka z głębią. To dramat. Dla wrażliwego dziecka – prawdziwy emocjonalny wstrząs.
Zaczęliśmy rozmawiać. Dużo. Wróciliśmy do niektórych fragmentów. Tłumaczyłam, że nie wszystko w książkach dzieje się naprawdę. Ale też nie cofnę tego, co już się wydarzyło.
Teraz każdą nową książkę sprawdzam sama. Czytam recenzje nie tylko na Empiku, ale w grupach rodzicielskich. I już nigdy nie zaufam tylko marketingowi i ładnej okładce.
„Most do Terabithii” to piękna książka. Ale nie dla każdego dziecka. I na pewno nie bez rozmowy, nie bez opieki dorosłego. Bo czasem książki zostawiają ślad głębszy, niż myślimy. A dzieci… nie zawsze potrafią go udźwignąć same.
Zobacz także: