Mój syn nie znosi leżakowania. Nauczycielki chcą mieć czas na komórkę, a ja płacę za ich lenistwo
Nie pomogła nawet kołderka w traktory. Magda napisała do naszej redakcji, że jej syn nie znosi leżakowania, a panie rzucają kłody pod nogi. I choć nowoczesne podejście sugeruje szukanie rozwiązań, nie wszędzie chcą je wprowadzać.

Drzemka w południe? Nie dla niego
Mój syn nigdy nie należał do dzieci, które w dzień drzemią. Odkąd zaczął pełzać, był ruchliwy, ciekawski, pełen energii. – „On jest taki, że się nie położy i koniec” – tłumaczę nauczycielkom. Żadna piosenka ani żadna książeczka go nie przekona. Inne maluchy w grupie faktycznie potrzebują chwili ciszy i odpoczynku. Ale to nie dla mojego dziecka.
W pierwszym tygodniu panie były wyrozumiałe, chodziły wokół dzieci na palcach, dawały czas na oswojenie się. Ale z każdym kolejnym dniem zaczęły wprowadzać sztywne wymagania: „wszyscy odpoczywamy, cichutko”. A ja po raz kolejny słyszałam, że „mamy problem”, bo mój syn nie chciał spać.
Kiedy dziecko staje się „problemem”
I tak zaczęła się nasza codzienna walka. Dla mojego syna – bo czuje się zmuszany do czegoś, czego nie chce. Dla mnie – bo zaczęliśmy mieć problemy z chodzeniem do przedszkola. W jego oczach leżakowanie to kara, a nie odpoczynek. W moich – sygnał, że zamiast indywidualnego podejścia łatwiej przykleić etykietkę „trudne dziecko”.
Czasami mam wrażenie, że panie bardziej przejmują się własną wygodą niż dzieckiem. Bo co one robią, kiedy dzieci leżą?. Przeglądają Facebooka? Jedzą obiad?. Nie wiem i czuję totalny brak wsparcia. Nie ma nawet pomysłów z ich strony.
„Musi pani zmienić pracę”
Najtrudniejszy moment przyszedł kilka dni temu. Usłyszałam – niby pół żartem – że może powinnam zmienić pracę. Że rodzice niektórych dzieci przychodzą o 12:30, bo pracują zdalnie. Ja nie mogę. I nawet gdybym mogła – mój syn w domu wszedłby mi na żyrandol i zjadł kocie jedzenie. Taki ma charakter.
Nie oczekuję cudów. Rozumiem, że leżakowanie to stały punkt programu i że część dzieci naprawdę go potrzebuje. Ale liczę na empatię, która w tym zawodzie powinna być oczywistością. Przecież można wymyślić coś dla dzieci, które nie zasną – spokojną zabawę przy stoliku, rysowanie, lepienie z plasteliny. Potrzebne są tylko chęci, których na razie brakuje. I już sama nie wiem, jak przemówić do pań. Macie jakiś pomysł?
Kilka słów od redaktorki
Jak ja rozumiem autorkę tej wiadomości. Sama mam synka, którego spokojnie mogłabym nazwać „najbardziej wymagającym” dzieckiem, jakie znam. Lęk separacyjny, kłopoty z adaptacją, atopowe zapalenie skóry, alergie, migdałki… lista wyzwań była i jest długa. Do tego doszło jeszcze leżakowanie.
W pewnym momencie stres związany z drzemką był tak duży, że synek opowiadał mi o nim wieczorem i rano. Musiałam powtarzać „ciociom”, żeby go nie kładły. Czasem trafiał do innej grupy, czasem dostawał kredki i kartki, choć rysowania nie znosił. Zdarzało się też, że nauczycielka musiała poświęcić mu chwilę.
A jak to wyglądało u Was? Czy mieliście podobne sytuacje z leżakowaniem – i co się sprawdziło?
Zobacz też: Nauczycielka: bezczelna wiadomość od matki 5-latka. Nazwała inne dzieci słowem na „d”