Reklama

Piszę do Państwa jako mama czteroletniego chłopca, który dopiero zaczyna swoją przygodę z przedszkolem. Myślałam, że będzie to czas pełen radości i beztroskiej zabawy, ale pierwszy tydzień pokazał mi coś zupełnie innego. Syn wrócił do domu z płaczem, bo podczas jednej z „zabaw integracyjnych” wymyślonych przez ciocię poczuł się upokorzony.

Reklama
video placeholder

Zabawa, która wcale nie bawi

Nauczycielka zorganizowała różne gry i ćwiczenia zapoznawcze, które miały pomóc dzieciom lepiej się poznać. Wiadomo, tańce w kółeczku, rymowanki, zapamiętywanie imion. Jedna z takich zabaw polegała na ustawieniu się w kolejce od najwyższego do najniższego. Dla wielu dorosłych brzmi to pewnie niewinnie – to nauka współpracy w grupie, komunikacji. Ale dla mojego syna to była sytuacja bardzo trudna.

Mój Kubuś jest niziutki, najniższy w całej grupie. Niższy nawet od dziewczynek, co bardzo przeżywa. Kiedy ustawili się wszyscy w szeregu, a jeden z kolegów rzucił mu wprost: „ale ty jesteś mały”, Kuba się bardzo przejął. W domu nie mógł powstrzymać łez, powtarzał, że czuł się gorszy. I pytam: po co w ogóle stawiać dzieci w takich sytuacjach?

Niewinne dla dorosłych, bolesne dla dzieci

Jako rodzic wiem, że różnice we wzroście są czymś naturalnym i prędzej czy później dzieci wyrównują. Ale czterolatek tego nie rozumie. On nie analizuje, że jeszcze urośnie, że ma czas. Dla niego to proste: jestem najniższy, ktoś mi to wytknął, czyli jestem gorszy.

Takie zabawy, choć mają udawać integrację, mogą w praktyce tylko uwypuklać różnice między dziećmi i budować kompleksy. Jedno będzie „najwyższe”, inne „najniższe”, ktoś „najgrubszy”, ktoś „najchudszy”. Czy naprawdę na tym ma polegać budowanie grupy?

Przedszkole ma wspierać, nie porównywać

Rozumiem, że nauczyciele szukają sposobów na przełamanie lodów i chcą wprowadzić elementy ruchu i śmiechu. Ale trzeba myśleć o konsekwencjach. Dzieci w wieku przedszkolnym są niezwykle wrażliwe na porównania. To, co dla dorosłych jest błahostką, dla nich może być dramatem, który zostaje w pamięci na długo.

Przedszkole powinno być przestrzenią, w której każde dziecko czuje się akceptowane. Nie ma tam miejsca na zabawy, które pod płaszczykiem integracji podkreślają, kto jest „najmniejszy” czy „największy”. Bo to nie integruje, ale dzieli.

Mój syn potrzebuje wsparcia i poczucia, że jest ważny taki, jaki jest. A po tej „zabawie” poczuł się mniejszy nie tylko wzrostem, ale i w oczach innych. I naprawdę mam żal do nauczycielki, że nie pomyślała, jakie skutki może mieć jej pomysł.

Ewelina


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz także: Mój syn wrócił po pierwszym dniu zalany łzami. Przedszkolanka nie miała prawa o to pytać

Reklama
Reklama
Reklama