Moja córka ma wszy, bo koleżanka ciągle ją zaraża. My nie jesteśmy jakąś patologią
Wstyd, złość i bezsilność – te trzy emocje wracają do mnie jak bumerang. Każdego tygodnia mierzę się z tym samym koszmarem, a winni wcale nie mieszkają w moim domu.

Wstyd, którego nie powinnam czuć
Piszę ten list, bo mam wrażenie, że nikt głośno nie mówi o tym problemie. A przecież dotyczy on setek, jeśli nie tysięcy rodzin. Moja córka chodzi do szkoły, jest zadbana, my dbamy o higienę w domu i nie odbiegamy od żadnych norm. Mimo to co kilka dni znów muszę wyciągać grzebień na wszy i przechodzić przez gehennę odwszawiania. Dlaczego? Bo w klasie jest dziewczynka, która od dawna je roznosi.
Kiedy po raz pierwszy znalazłam wszy u córki, byłam w szoku. Od razu zaczęłam się zastanawiać, czy ktoś pomyśli, że jestem zaniedbaną matką, że w moim domu panuje brud. A prawda jest taka, że wszy nie wybierają – pojawiają się w czystych, pachnących włosach tak samo, jak w każdych innych.
Złość na system i brak reakcji
Najgorsze w tym wszystkim jest poczucie bezradności. Zgłaszałam problem nauczycielce, prosiłam dyrekcję szkoły o reakcję, a nawet rozmawiałam z mamą tej dziewczynki. I nic. Ciągle słyszę tylko, że „takie rzeczy się zdarzają”, że „to nie powód do paniki”. A ja muszę co kilka tygodni wydawać pieniądze na specjalne preparaty, prać sterty pościeli, ręczników, czapek.
Czuję złość, bo odpowiedzialność spada tylko na mnie. Nikt nie pomyśli, że problem powinien być rozwiązany wspólnie. Przecież wszy to nie jest prywatna sprawa jednej rodziny – to choroba pasożytnicza, która rozprzestrzenia się błyskawicznie. Wystarczyłoby, żeby szkoła zareagowała zdecydowanie i jasno: jeśli dziecko ma wszy, nie może przychodzić, dopóki nie zostanie wyleczone.
My też mamy prawo do spokoju
Najbardziej boli mnie to, że muszę tłumaczyć się przed innymi mamami. Gdy ktoś dowiaduje się, że moja córka znów ma wszy, patrzy na mnie jak na kogoś, kto nie radzi sobie z podstawami higieny. A to nieprawda. Nie jesteśmy żadną patologią, nie żyjemy w brudzie, nie zaniedbuję dziecka. Robię wszystko, co mogę, tylko że zarażanie wraca jak bumerang.
Chcę powiedzieć to wyraźnie: wszy to nie wstyd. To problem, który powinien być traktowany poważnie. Rodzice dzieci zarażających innych powinni reagować, szkoła powinna wspierać, a nie bagatelizować. Każdy z nas ma prawo do spokoju i do tego, żeby nasze dzieci nie musiały co chwilę przechodzić przez koszmar swędzącej głowy i wielogodzinnego wyczesywania.
Załamana mama
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Moje dziecko ma dość szkoły w połowie września. Psycholodzy ostrzegają przed plagą