Moja córka trafiła do klasy C, a tak walczyłam dla niej o A. Wiadomo, jakie dzieci tam chodzą
Do naszej redakcji trafił poruszający list mamy, która przeżyła prawdziwy dramat, gdy jej córka zamiast do klasy 1A, została przydzielona do 1C. To bolesne świadectwo pokazuje, jak szkodliwe potrafią być stereotypy, które dzielą dzieci na „lepsze” i „gorsze” już na starcie szkolnej drogi.

Gorzki zawód zamiast radości z pierwszego dzwonka
To miał być najważniejszy dzień w ich życiu. Dzień, w którym Wiki – jedynaczka, oczko w głowie swojej mamy – po raz pierwszy przekroczy próg szkoły jako uczennica. Z nowym tornistrem, z plecionym wianuszkiem we włosach, z dumą, że już należy do „tych starszych”.
Ale zamiast wzruszenia i dumy, mama Wiki – pani Marta – napisała do nas list, w którym bez ogródek wyznała: „Załamałam się. Kiedy zobaczyłam listę, serce mi stanęło. Wiki trafiła do 1C. A ja przecież prosiłam, błagałam wręcz, żeby była w 1A”.
Dlaczego ta litera była aż tak ważna? Pani Marta tłumaczy w liście, że „od lat wiadomo, że do klasy A trafiają dzieciaki najzdolniejsze, z polecenia nauczycielek z zerówki, że to tam uczą najlepsze wychowawczynie”. Dla niej „1C” to znak, że jej córkę wrzucono do gorszego worka. Pisze: „Mam wrażenie, że przegrałam coś dla niej, jeszcze zanim zdążyła zacząć”.
Szufladkowanie dzieci, zanim nauczą się pisać
To poruszający list – i bardzo ważny. Bo pokazuje coś więcej niż rozczarowanie jednej mamy. Odsłania myślenie, które niestety ciągle funkcjonuje w wielu szkołach i domach: że dzieci można podzielić na „lepsze” i „słabsze” już na wejściu. Że litera przy nazwie klasy coś o nich mówi. Że wystarczy „A”, żeby czuć się dumnie – i „C”, żeby poczuć się gorszym.
To zjawisko niepokojące i niestety znane. Rodzice często próbują „załatwić” lepszą klasę dla dziecka, wierząc, że to klucz do sukcesu. W liście pani Marta wspomina o „przedszkolnych znajomościach”, „rozmowach z dyrekcją”, a nawet „sugestiach od nauczycielki, że Wiki świetnie sobie radzi, więc powinna być w A”. Ale kto ustala te zasady? Kto rozdziela dzieci na te bardziej obiecujące i te „z rezerwy”?
Psychologowie są zgodni – segregowanie dzieci już na starcie edukacji przynosi więcej szkody niż pożytku. Dzieci przejmują lęki dorosłych, chłoną ich napięcia i szybko uczą się, że „litera klasy” może definiować ich wartość. To nie tylko nieprawdziwe – to także bardzo krzywdzące.
Litera nie wychowuje – człowiek wychowuje
Jestem redaktorem tego serwisu od wielu lat, czytam i publikuję dziesiątki listów, historii pełnych emocji. Ale ten wyjątkowo mnie poruszył – nie tylko dlatego, że pokazuje silną, kochającą mamę, która chce dobrze. Ale też dlatego, że pokazuje, jak bardzo dorośli mogą zatracić się w wyścigu o przyszłość dziecka, zapominając, że dzieci to nie konie w stadninie. Ich wartość nie zależy od miejsca w boksie.
Dobra klasa to nie taka, która ma literę A. To taka, gdzie nauczyciel zauważy każde dziecko, gdzie dziecko nie boi się pytać, gdzie może rozwijać się w swoim tempie, a nie na podstawie wstępnej selekcji.
Wiki trafiła do 1C. I być może właśnie tam spotka nauczycielkę, która zostanie w jej pamięci na całe życie. Może pozna przyjaciółkę, z którą będzie dzielić ławkę i sekrety. Może znajdzie tam swoją przestrzeń, bez presji i wyścigu o tytuł „najlepszej”.
Szanowni Rodzice – litera przy nazwie klasy nie czyni z waszego dziecka ani geniusza, ani straconego przypadku. Nie pozwólmy, by nasze własne lęki i wyobrażenia stały się ciężarem dla nich. Dziecko to nie plan do realizacji. To człowiek. I zasługuje na początek bez etykietek.
Zobacz też: Bezczelny SMS od matki w środku wakacji. Nauczycielka: „Wyć mi się chce na myśl o wrześniu”