Reklama

Dostaliśmy poruszający list od pani Krystyny z Podlasia – mamy trójki dzieci, która w prostych słowach opisała nam swoją codzienność. Dzielimy się nią z Wami za zgodą autorki.

Reklama

Nie ma plecaka, są grabie. Nie ma lodów, jest obora

„Moje dzieci nigdy nie były na wakacjach. Wiem, jak to brzmi” – tak zaczyna swój list pani Krystyna. Opowiada o codziennym życiu w niewielkiej wsi, gdzie lato to nie czas wypoczynku, ale najcięższy okres w roku. Żniwa, sianokosy, praca przy zwierzętach – wszystko trzeba zrobić na czas, póki pogoda pozwala.

Zamiast wyjazdów nad jezioro – przerzucanie siana. Zamiast nocowania pod namiotem – karmienie bydła i zbieranie warzyw. Od rana do wieczora dzieci pomagają w gospodarstwie, często bez narzekania. Jak pisze ich mama: „Zamiast smartfona w ręce mają łopatę, a mimo to wieczorem są uśmiechnięci, choć zmęczeni”.

Żal? Tak. Ale większa jest duma

„Nie ukrywam, czasem mi żal” – pisze dalej pani Krystyna. „Słyszę, jak inne dzieci opowiadają o wakacjach nad morzem, o parkach rozrywki, hotelach z basenem. A moje nigdy nawet nie były w pociągu. Tyle że ja patrzę na nich i jestem dumna. Bo wiem, że są wyjątkowi”.

Ta praca, choć trudna, przynosi coś więcej niż pieniądze. Dzieci pani Krystyny uczą się odpowiedzialności, pokory i siły. Wiedzą, że ich pomoc przekłada się na realny zysk dla rodziny – większe zbiory, więcej mleka, lepszy handel na targu.

„Dzięki nim mamy więcej warzyw, więcej mleka, więcej możemy sprzedać. To też forma inwestycji w ich przyszłość – nawet jeśli na razie nie wygląda to jak typowe dzieciństwo”.

Bez zdjęć z plaży, ale z hartem ducha

Wielu z nas nie wyobraża sobie wakacji bez wyjazdu. Bez zdjęć znad morza, lodów w plastikowym kubku i opowieści z kempingu. Dla dzieci pani Krystyny wakacje to coś innego – to ręce w ziemi, zapach skoszonej trawy, pierwsze zebrane ogórki.

Czy to sprawia, że są mniej szczęśliwe? Wcale nie. „Wiecie, czego się nauczyłam?” – pisze na końcu listu mama z Podlasia. „Szczęście nie zawsze pachnie solą morską. Czasem pachnie sianem, świeżym mlekiem i rękami dziecka, które właśnie pomogło nakarmić cielaka”.

Reklama

Redakcja komentuje

Ten list to nie tylko obraz jednego lata na polskiej wsi. To przypomnienie, że dzieciństwo ma różne twarze. Nie każde dziecko potrzebuje parku wodnego, żeby być szczęśliwe. Nie każde musi mieć zdjęcie z palemką. Czasem wystarczy świadomość, że się jest potrzebnym. I że mama z dumą patrzy, jak dorastamy – nie na plaży, tylko w polu.

Reklama
Reklama
Reklama