Reklama

Tam dzieci są szczęśliwe. U nas mają przetrwać

Czytam raport UNICEF i nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Holandia – kraj rowerów, drewnianych sabotów i tulipanów – okazuje się miejscem, gdzie dzieci są najszczęśliwsze na świecie. Najwyższe noty w dobrostanie psychicznym, wysokie miejsce w edukacji i zdrowiu.

Reklama

Tymczasem ja, matka Polka, dostaję mdłości, jak czytam, że Polska zajmuje gdzieś daleko, daleko… 29. miejsce. Bo tu dzieci mają nie być szczęśliwe – tu mają się dostosować, nie marudzić, odrabiać lekcje, być grzeczne i nie biegać po korytarzu, „bo pani tego nie znosi”.

Holandia na podium – dlaczego tam jest dobrze?

Według najnowszego raportu UNICEF (Innocenti Report Card 19, 2025) Holandia zajmuje pierwsze miejsce pod względem dobrostanu dzieci w 43 przebadanych krajach. Na podstawie trzech kategorii – dobrostanu psychicznego, fizycznego i kompetencji – Holandia zdobyła:

  • 1 miejsce w dobrostanie psychicznym
  • 9 miejsce w zdrowiu fizycznym
  • 3 miejsce w umiejętnościach społeczno-edukacyjnych.

Tam stawia się na dzieciństwo bez spiny. Dzieci w Holandii mają prawo mówić, co czują, odpoczywać, bawić się po szkole i nie słyszeć codziennie: „Musisz się bardziej postarać!”.

Holenderskie dzieci uczą się mniej, żyją więcej. Mają więcej swobody, mniej testów i rodziców, którzy nie panikują, że jeśli 7-latek nie zna tabliczki mnożenia, to życie mu się skończy.

Wiesz, co jeszcze mają? Radość z dzieciństwa. Coś, co w Polsce brzmi już niemal jak oksymoron.

Polska: szczęśliwe dziecko? Tylko jak zdobędzie olimpiadę

W Polsce dobrostan dziecka mierzy się tym liczbą zrobionych zadań, rozwiązanych testów i znajomością daty bitwy pod Cedynią.

Dzieci mają chodzić na karate, angielski, robotykę i balet. Bo przecież nie mogą się nudzić. Nudzenie się to zbrodnia. A jak się źle zachowuje? Na terapię! Albo lepiej: „odciąć od internetu, to mu przejdzie”.

Wiesz, ile dzieci w Polsce ma dostęp do pomocy psychologa? W teorii każde. W praktyce: powodzenia z zapisaniem dziecka, bo kolejki jak do ortopedy w NFZ. A jak już się dostanie, to „spotkania co 3 tygodnie po 15 minut”.

Mamy 800+ i zero pomysłu, co dalej

Tak, dostaliśmy 800+. I niech będzie – to naprawdę wielu rodzinom pomogło. Ale wiecie, co byłoby jeszcze lepsze? Gdyby moje dziecko miało PEWNOŚĆ, że nie wyląduje w szkole z przeciekającym sufitem, nauczycielem na skraju załamania i obiadem, który bardziej przypomina pokarm liofilizowany niż coś, co dałabym do jedzenia w domu.

Zamiast holenderskich spacerów rowerowych i wspólnego gotowania z rodzicami, nasze dzieci mają obowiązkową religię w pierwszej klasie i stres przed sprawdzianem, na który nie zdążyły się przygotować, bo przecież jeszcze basen, logopeda i pani od skrzypiec.

Norwegia, Dania – tam się dzieci nie wychowuje „do ludzi”

W Norwegii dzieci nie muszą „zasłużyć” na uwagę. W Danii nie słyszą: „Inni mają gorzej, więc przestań płakać”. Tam dzieciństwo to nie survival, tylko czas budowania poczucia wartości.

Dane nie kłamią: dzieci z tych krajów mają lepsze zdrowie psychiczne, są bardziej odporne, lepiej radzą sobie w szkole i częściej deklarują, że są po prostu… szczęśliwe.

A u nas? Jak dziecko się cieszy, to zaraz ktoś mu przypomni, że „szkoła się zbliża”.

Zróbmy coś, zanim jeszcze jedno pokolenie przestanie się uśmiechać

Nie, nie chcę, żeby moje dziecko miało „łatwo”. Ale chcę, żeby miało dobrze. Żeby mogło się bawić, płakać, marzyć, wkurzać się i śmiać – i żeby nikt mu nie mówił, że „jest za duże na takie zachowanie”.

Chcę systemu, który wspiera. Nauczyciela, który nie jest zmęczony bardziej niż ja. Psychologa, który jest dostępny. I społeczeństwa, które nie pyta: „A co z tego będzie miał?”.

Reklama

Bo wiecie co? Szczęśliwe dzieci to potem dorośli, którzy nie muszą się potem 10 lat naprawiać w gabinecie terapeuty. A ja, jako matka, po prostu już nie chcę dłużej walczyć z systemem. Chcę go zmienić.

Reklama
Reklama
Reklama