Moje dziecko śpi w aucie, bo w domu nie ma spokoju. I nie, nie jesteśmy patologią
Przyciemnione szyby. Pluszowy kocyk. Dźwięk deszczu uderzającego o dach. W takich warunkach mój czteroletni syn zasypia najspokojniej. Nie w łóżeczku. Nie w swoim pokoju. W samochodzie zaparkowanym pod blokiem. I nie, nie jesteśmy patologią. Jesteśmy efektem systemu, który nie daje nam oddechu.

Dlaczego dziecko śpi w samochodzie, a nie w łóżku?
Ludzie mają wyobrażenie o tym, jak powinno wyglądać dzieciństwo. Pastelowy pokój z baldachimem, wieczorne rytuały z książeczką i buziakiem na dobranoc. Ale rzeczywistość wielu rodzin wygląda inaczej.
W naszym mieszkaniu jest za głośno. Nie dlatego, że puszczamy techno. Mamy po prostu dwójkę dzieci – jedno wysoko wrażliwe, drugie w spektrum autyzmu. Wieczorem, zamiast wyciszenia, zaczyna się kaskada bodźców. Krzyki, płacz, nerwowość. Mimo terapii, mimo prób regulacji – nasz dom nie daje ciszy.
Dla najmłodszego, czteroletniego Leona, jedynym sposobem na sen stała się przejażdżka samochodem. Parkujemy w bocznej uliczce, włączam mu kołysankę i oddech wraca do normy. I choć czuję wtedy ulgę, to jednocześnie rozdziera mnie smutek: dlaczego muszę uciekać z własnego domu, żeby dać dziecku spokój?
Sen w aucie zamiast w domu? Coraz więcej rodziców tak robi
Wielu osobom trudno to zrozumieć. Sama miałam opory, by się do tego przyznać. Bałam się etykiety: "wyrodna matka", "patologia", "czemu nie ogarnęłaś dzieci".
Ale potem zaczęłam rozmawiać z innymi mamami. I okazało się, że nie jestem sama.
– Moje dziecko zasypia tylko w wózku, jeżdżę z nim windą góra-dół po 30 minut.
– Ja puszczam mu dźwięk suszarki, bo tylko wtedy przestaje płakać.
– Ja zamykam się z nim w łazience, bo tam przynajmniej jest cicho.
Te wszystkie historie mają wspólny mianownik: system nas przerósł. Dzieci są bardziej wrażliwe, bardziej zestresowane, bardziej przebodźcowane. A my – rodzice – jesteśmy wykończeni. Bez wsparcia, bez przestrzeni, bez prawa do słabości.
Dziecko przebodźcowane, rodzice wyczerpani – codzienność wielu rodzin
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nikt nie mówi o tych codziennych, małych dramatach. O tym, że czasem zasypiasz w ubraniu, bo nie masz siły się przebrać. Że boisz się iść do psychologa, bo ktoś ci powie, że to z tobą coś jest nie tak.
I że czasem twoje dziecko śpi w aucie – nie dlatego, że ci się nie chce go położyć do łóżka, tylko dlatego, że w samochodzie jest cisza.
Mówi się o patologiach, zaniedbaniach, rodzinach z interwencją MOPR. Ale nikt nie mówi o tych rodzinach, które "niby wszystko mają" – tylko że ich dzieci nie potrafią zasnąć, bo ich układ nerwowy jest na granicy wytrzymałości.
To nie patologia. To sposób na przetrwanie wieczoru z dzieckiem
Psycholożki dziecięce biją na alarm – dzieci są dziś zmęczone bardziej niż ich rodzice. Od przedszkola są w trybie: zajęcia, zadania, ekspozycja społeczna. Do tego ekranowe przebodźcowanie, niepewność emocjonalna, lęk separacyjny.
A wieczorem – zamiast resetu – dom pełen napięcia.
Nie chodzi o to, że kochamy je mniej. Czasem właśnie ta miłość każe nam szukać nietypowych rozwiązań. Jak sen w aucie. Jak jazda windą. Jak kołysanka z YouTube’a puszczona po raz dwudziesty.
To nie patologia. To próba przetrwania w świecie, który za szybko się kręci.
Psycholożka: dzieci nie potrzebują luksusów, tylko spokoju i regulacji
Dziś, kiedy ktoś widzi mnie z dzieckiem śpiącym w samochodzie, nie czuję już wstydu. Czuję siłę. Bo robię, co mogę, by dać mu spokój. Choćby nie w pokoju, a w aucie. Choćby nie klasycznie, ale skutecznie.
I nie, nie jesteśmy patologią.
Jesteśmy rodziną, która robi wszystko, co w jej mocy – w świecie, który często robi za mało.