Na basenie zabieram 12-letniego syna do damskiej przebieralni. To nie paranoja, a zwykła ostrożność
Wolę dmuchać na zimne niż później płakać. Marcel będzie przebierał się razem z kobietami, aż uznam, że jest już na to za duży. A krzywe spojrzenia starszych pań? One chyba za dużo sobie wyobrażają.

Mój syn zawsze idzie ze mną do damskiej szatni
Mam 12-letniego syna, który wygląda dojrzalej niż rówieśnicy. Wysoki, pewny siebie, a w dodatku zaczyna się już buntować i chętnie podkreśla, że jest „prawie dorosły”. Mimo tego, gdy idziemy razem na basen, zawsze wchodzimy do damskiej przebieralni. Wiem, że niektóre kobiety patrzą na mnie z ukosa, a niektóre nawet komentują pod nosem, że „takie duże dziecko” nie powinno być w damskiej szatni. Ale ja mam swoje powody i nie zamierzam się ich wstydzić.
Dla wielu osób może to być przesada, jednak ja wiem jedno – męska szatnia to miejsce, w którym mój syn nie ma jeszcze wystarczających kompetencji, żeby się odnaleźć. To nie chodzi tylko o zamieszanie czy o brak doświadczenia. Chodzi o to, że tam mogą zdarzyć się sytuacje dwuznaczne, których on nie umiałby rozpoznać ani odpowiednio zareagować. Wolałabym dmuchać na zimne, niż żałować, że nie poszłam z nim.
Krzywe spojrzenia? To nie mój problem
Nie ukrywam, że nie raz poczułam na sobie krzywe spojrzenia innych pań. Niektóre wręcz teatralnie odwracają się plecami albo zasłaniają ręcznikiem. Rozumiem, że mogą czuć się skrępowane, ale z drugiej strony – mój syn nie interesuje się kobietami w ich wieku. Ani w ogóle żadnymi kobietami, bez przesady. On naprawdę nie patrzy na nie w sposób, który one sobie wyobrażają. To wciąż dziecko, które potrzebuje opieki.
Niektórym wydaje się, że przesadzam i robię z niego „maminsynka”. Ale ja wiem, że moje podejście wynika z troski, a nie z braku zaufania. To ja jestem odpowiedzialna za jego bezpieczeństwo i za to, żeby nic złego mu się nie stało. I dopóki mam wybór, wolę narazić się na krytykę innych, niż udawać, że problemu nie ma. Krzywe spojrzenia szybko ulatują, a spokój matki jest bezcenny.
Ostrożności nigdy za wiele
Nie mam złudzeń – przyjdzie dzień, kiedy mój syn będzie korzystał samodzielnie z męskiej szatni. To naturalny etap dorastania. Ale jeszcze nie teraz. Wiem, że 12 lat to granica, przy której wiele mam się waha. Jedne puszczają dziecko samo, inne – jak ja – wolą poczekać. I nie ma w tym nic złego. Każda z nas zna swoje dziecko najlepiej i ma prawo decydować o tym, kiedy jest gotowe.
Ostrożność nie jest paranoją. To rozsądne podejście do świata, w którym czasem lepiej być krok przed innymi niż dwa kroki za. Mój syn uczy się pływać, uczy się odwagi i samodzielności, ale dopóki widzę, że jeszcze potrzebuje mojego wsparcia, nie będę go tego wsparcia pozbawiać. Wierzę, że bezpieczeństwo dziecka to najważniejszy priorytet – a reszta to tylko opinie innych, które nie mają dla mnie większego znaczenia.
Sylwia, mama Marcela
Zobacz też: Tak rodzice niszczą swoje dzieci. Po scenie w pizzerii ścisnęło mnie w gardle