Na pierwszym zebraniu w szkole usiądę cichutko z tyłu. Koszmar z zeszłego roku nie może się powtórzyć
List od jednej z naszych czytelniczek to bolesna, ale znajoma historia wielu rodziców. „Weszłam w to z entuzjazmem, wyszłam z niedospaniem i frustracją” – pisze. W tym roku ma plan, który pozwoli jej przetrwać wrześniowe zebranie bez żadnych dodatkowych obowiązków.

Nikt nie chciał, więc zgłosiłam się ja
Zaczęło się zupełnie niewinnie – od pustego spojrzenia całej sali i niezręcznej ciszy po pytaniu wychowawczyni: „Kto chciałby być w trójce klasowej?”. Rok temu nasza czytelniczka nie planowała zgłaszać się do żadnych szkolnych struktur. Ale kiedy nikt nie podniósł ręki, zrobiło jej się głupio. Pomyślała: „Raz się żyje. Pomogę. Ile to może być roboty?”.
„Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to będzie jak dodatkowy etat” – przyznaje w liście. „Najpierw zebrania, potem organizacja prezentów, dyżury w klasie, kupowanie materiałów, prowadzenie list, obsługa czatu klasowego, niekończące się wiadomości z pytaniami i pretensjami”.
Początkowy entuzjazm bardzo szybko został zastąpiony przez poczucie przytłoczenia. W domu czekała praca, inne dzieci, obowiązki. W klasowej grupie – kolejne zadania. Czuła się, jakby była „na zawołanie” przez cały rok.
„Zarywałam noce, żeby przygotować dyplomy, prezenty, złożyć składki. Inni rodzice nawet nie zapytali, czy potrzebuję pomocy. Ale krytykować potrafili” – dodaje.
Tym razem – bez kontaktu wzrokowego
Zbliża się wrzesień i pierwsze zebranie klasowe. Tym razem nasza czytelniczka ma plan. Przemyślany, konkretny i zdeterminowany.
„Usiądę w ostatnim rzędzie. Nie odezwę się ani słowem. Nie będę patrzeć nikomu w oczy. Po prostu siedzę, słucham i wychodzę. Żadnego kontaktu wzrokowego z wychowawczynią. Zero oznak entuzjazmu”.
Z jednej strony to zabawne, z drugiej – smutne, że rodzice muszą planować „strategię przetrwania”, by uniknąć funkcji, która powinna być dobrowolna i rozłożona sprawiedliwie. Nasza czytelniczka nie ma poczucia winy. Wręcz przeciwnie – ma poczucie, że zadanie odrobiła aż za dobrze.
„Przez cały rok dawałam z siebie wszystko. A potem usłyszałam, że 'to przecież tylko kilka rzeczy do ogarnięcia' . To boli, kiedy się starasz, a inni cię oceniają albo mają pretensje o każdy szczegół” – wspomina.
Rodzicu, nie musisz być bohaterem
List, który trafił do naszej redakcji, to nie tylko osobista historia jednej mamy. To głos wielu cichych bohaterów – rodziców, którzy poświęcają swój czas i energię, często nie mając realnego wsparcia.
Nie każdy ma siłę, by co roku brać na siebie dodatkową odpowiedzialność. Nie każdy musi być przewodniczącym. I to jest w porządku.
Warto pamiętać, że bycie częścią społeczności szkolnej nie polega na „karaniu” aktywnych. Jeśli chętnych do trójki klasowej nie ma, może czas porozmawiać o tym, dlaczego tak się dzieje i jak wspólnie zadbać o równy podział zadań.
Tymczasem nasza czytelniczka wie jedno – tym razem jej nazwisko nie pojawi się w żadnej klasowej notatce. Ma do tego pełne prawo. Rok ciężkiej pracy wystarczy. Teraz czas po prostu usiąść z tyłu, bez słowa. I wrócić do domu bez nowej funkcji.
Zobacz też: Nowy pomysł Nawrockiego wywraca system. Dla rodzin nawet 2800 zł na rękę co miesiąc