Nie mówię dziecku „nie płacz”. Mam inny sposób, by ukoić jego emocje
Kiedyś wszyscy słyszeliśmy: „Nie płacz, nic się nie stało”. Dziś większość z nas już wie, że to nieprawda. Bo coś się jednak stało – nawet jeśli to tylko złe skarpetki albo niewłaściwie pokrojona parówka. Zamiast uciszać, uczę się słuchać. A tych kilka słów pokazuje mojemu synkowi, że każda emocja jest ważna.

Kiedy mój synek zaczyna płakać, chcę powiedzieć: „Nic się nie stało, nie płacz już”. Bo przecież tak nas wychowano – emocje trzeba było zdusić w środku, szybko się uspokoić, najlepiej bez świadków. Ale dziś wiem, jak bardzo to boli, kiedy ktoś próbuje uciszyć tę część mnie, która w środku aż krzyczy. I sama nie wiem dlaczego. Bo mój synek, choć ma już prawie sześć lat, też nie zawsze wie, co go tak poruszyło.
Mój 6-latek nadal robi dramy na środku sklepu
Czasem sam jest zaskoczony, że robi kolejną „dramę” tego samego dnia. A ja zwykle wiem, że jest po prostu zmęczony albo głodny, i nawet inna droga do domu może być dla niego końcem świata. Co wtedy robię? Po pierwsze, wyciszam swoje zdenerwowanie. Biorę oddech. Zamiast reagować, próbuję się zatrzymać i skupić całą uwagę na dziecku.
Zamiast mówić: „Nie płacz”, mówię: „Jestem tu. Widzę, że ci trudno. Chcesz się przytulić?” I to działa. Nie od razu i nie zawsze. Ale działa. Czasem, gdy czuję frustrację, że to nie pomaga od razu, wycofuję się na chwilę do innego pokoju. Oddycham i wracam po mniej niż minucie. Wtedy patrzę na synka z troską i znów pytam go o jego emocje.
Dlaczego „nie płacz” rani bardziej, niż myślisz?
Dziecko nie płacze po to, żeby nas sprowokować. Ono po prostu nie ma jeszcze innych narzędzi, by wyrazić ból, lęk, rozczarowanie czy zmęczenie. Łzy to jego komunikacja, gdy wszystko zawodzi. Żaden znany mi kilkulatek nie będzie mówił o „mieszanych uczuciach”, „znużeniu” czy „rozczarowaniu sytuacją”. Oni po prostu krzyczą, kłócą się, tupią. A kiedy słyszą: „Nie płacz”, mają ochotę buntować się jeszcze bardziej. I płakać głośniej.
A jeśli dorzucimy do tego klasyczne „Nic się nie stało”, dziecko usłyszy coś zupełnie innego: „Twoje emocje są nieważne. Ukryj je” albo „To nic takiego, nie masz racji”. Nawet kiedy czujecie wstyd, bo wasze dziecko krzyczy na środku Biedronki, nie musicie udawać, że wszystko jest w porządku. Właśnie wtedy warto powiedzieć:
- „To był trudny dzień, co?”
- „Czujesz się smutny?”
- „Złościsz się, bo to nie poszło po twojej myśli?”
- „Ja też jestem zła, gdy czegoś nie mogę”
- „To normalne, że ci smutno”
- „Każdemu czasem chce się płakać”
- „Jestem przy tobie, kochanie”
Niektóre z tych słów trafiają, inne nie. Ale w oczach mojego dziecka widzę, że czuje się zauważone. A to pierwszy krok do uspokojenia. Dzieci nie potrzebują, żebyśmy od razu naprawiali ich emocje. One nie chcą, żebyśmy natychmiast rozwiązywali każdy problem. Potrzebują, żebyśmy byli z nimi w tym, co czują. Potrzebują pewności, że nie są sami.
Są dni, kiedy moja cierpliwość kończy się szybciej, niż bym chciała. Kiedy empatia wyparowuje, a ja czuję tylko zmęczenie. Zdarza mi się powiedzieć: „Nie płacz już”. Ale potem biorę głęboki oddech i rozmawiamy od początku. Bo chcę, żeby mój syn miał pewność, że jego emocje nie są problemem ani powodem do wstydu.