Nie wychowuję jak za komuny. Te 4 przedszkolne zwyczaje wyleciały z naszego domu
Mówią, że ciocie z przedszkola muszą rzucać „nie płacz”, bo mają za dużo dzieci i za mało czasu. Ale ja wybrałam inną drogę – bez krzyków i wymuszania. Nie chcę, żeby moje dziecko było grzeczne „na zawołanie”. Chcę, żeby było spokojne i szczęśliwe. Dlatego w naszym domu nie ma miejsca na oklepane slogany z dawnych czasów.

Widziałam to już w żłobku, potem w przedszkolu, a nawet na zajęciach adaptacyjnych. „Nie płacz, mamusia zaraz wróci”. „Uśmiechnij się, bo pani będzie smutna”. „Nie wypada tak się mazgaić”. I stąd moje pytanie – do was, rodziców: wypada czy nie?
Bo u mnie w domu nie ma takiego zakazu. Łez nie trzeba w pośpiechu wycierać. Nie udajemy też, że wszystko zawsze musi być miłe, a dzieci grzeczne i pod kontrolą.
1. Nie mówię „nie płacz”. Znam coś lepszego
Gdy moje dziecko płacze, nie uciszam go. Nie próbuję natychmiast zagłuszyć emocji żartem, bajką czy przekąską. Zamiast „nie płacz”, mówię: „widzę, że jesteś smutny”, „to musiało być trudne”. Bo wiem jedno – emocji nie da się wyciszyć na komendę. Trzeba je przeżyć.
2. Nie nagradzam „dzielności” za wszelką cenę
To coś, co często słyszę: „Była taka dzielna, ani jednej łzy nie uroniła!”, „Jaki dzielny chłopak” albo jeszcze gorsze „Bądź dzielny”. Tylko że moje dziecko nie musi niczego udowadniać, żeby zasłużyć na moje uznanie. Nie musi być dzielne, żeby być kochane. I ja też nie muszę zawsze być dzielna – i nie zamierzam tego udawać przed własnym dzieckiem.
3. Nie uczę, jak tłumić. Przytulam i mówię, jak nazwać emocje
Bo jeśli dziś powiem „nie przesadzaj”, to jutro moje dziecko zacznie się wstydzić tego, że w ogóle coś czuje. A przecież emocje nie są problemem – są informacją. To one uczą nas o granicach, o tym, co ważne, bolesne, niesprawiedliwe
Jeśli nauczę dziecko, że jego płacz to powód do wstydu, przestanie płakać. Ale jak sobie poradzi w dorosłym życiu, jeśli uwierzy, że smutek trzeba chować, a złość tłumić? Jak ma budować bliskość, jeśli nauczy się, że emocje są czymś, co lepiej ukrywać?
4. Płacz to nie porażka wychowawcza
Dziecko płacze w wózku. Mama je wyciąga, ale histeria wcale się nie kończy. Ludzie patrzą, a ona czuje się bezradna. Może cię to spotkać wszędzie – w przychodni, w autobusie, na środku lotniska. I nagle przychodzi wstyd.
Ja też tam byłam. I też nie zawsze myślałam tak, jak trzeba. Bo jeśli dziecko płacze, to wcale nie znaczy, że „coś zrobiłam źle”. Może właśnie zrobiłam dobrze – skoro czuje się przy mnie na tyle bezpieczne, żeby się rozkleić. Płacz to nie bunt. To nie manipulacja.
To język, który dzieci znają najlepiej. I dopóki nie nauczą się innego, dopóki ich mózg się nie rozwinie – będą z niego korzystać w pierwszej kolejności.
U mnie wolno płakać. Zawsze
W moim domu dzieci mogą płakać. Mogą czuć, bać się, wkurzać. Nie chowam tych emocji pod dywan i nie udaję, że ich nie ma. Bo wiem, że jeśli teraz nauczę je być miłymi i cichymi za wszelką cenę, kiedyś nie będą umiały zadbać ani o siebie, ani o bliskich, ani tworzyć zdrowych relacji. To byłaby moja największa porażka.
Rodzice, pamiętajcie, że jeśli nie podoba wam się sposób, w jaki nauczycielki komunikują się z dziećmi w przedszkolu, macie prawo reagować, rozmawiać, a także zgłaszać swoje wątpliwości dyrekcji lub psychologowi opiekującemu się placówką.
Zobacz też: „Moje dziecko ma 800+ i test ósmoklasisty. Dzięki, Polsko”. A w tym kraju dzieci po prostu są szczęśliwe