Nie zapisałam syna na religię, a i tak dostał nieobecność. To walka z wiatrakami
Patrzę w dziennik i widzę nieobecność na religii. Tylko że mój syn nigdy na religię nie chodził. No to powiedzcie – jak mam go w końcu wypisać, raz a dobrze?

„Wypisywanie” z religii. Ten sam absurd od lat
Nie przyszło mi do głowy, że rok w rok będę musiała udowadniać coś tak oczywistego. Jestem mamą 14-latka i od pięciu lat na pierwszej wywiadówce słyszę to samo: „Proszę złożyć deklarację o wypisaniu syna z religii”. Tyle że mój syn nigdy na religię zapisany nie był. Jak więc mam go z niej „wypisać”?
Za każdym razem prostuję, tłumaczę, piszę pismo. Na chwilę wydaje się, że sprawa jest załatwiona, a potem sytuacja wraca jak bumerang. Mam poczucie, że walczę z wiatrakami, a moje dziecko musi udowadniać, że ma prawo nie uczestniczyć w zajęciach, na które nie wyraziłam zgody.
Nieobecność na zajęciach, które nie istnieją
Najbardziej zabolało mnie to, że ostatnio w dzienniku elektronicznym pojawiła się… nieobecność na religii. Patrzyłam na to i nie wierzyłam własnym oczom.
Nie chodzi o złą wolę nauczycieli – raczej o niewiedzę i przyzwyczajenie. Ale dla mnie, jako matki, to udręka. Za każdym razem mam wrażenie, że to na mnie przerzuca się odpowiedzialność, której nie powinnam ponosić.
Szkoła nie respektuje naszych praw
Nie chcę już w kółko pisać oświadczeń. To nie ja mam wypisywać syna z religii – to szkoła powinna respektować fakt, że nigdy nie został na nią zapisany. Zapisanie dziecka na religię nie jest obowiązkowe. To zajęcia dobrowolne, organizowane wyłącznie na pisemne życzenie rodziców. A ja takiego życzenia nigdy nie złożyłam.
Dlaczego więc muszę się wciąż tłumaczyć? Dlaczego moje dziecko dostaje „nieobecności” na zajęciach, które dla niego nie istnieją?
Nie mogę się pogodzić z tą sytuacją. Wystarczy zwykły szacunek dla wyborów rodziców, żeby skończyć z tym absurdem.
Poradźcie coś, bo idzie oszaleć.
Aneta
Zobacz też: Na kredki, farby i pościel wydałam 400 zł. Nie mogę uwierzyć, co zrobiła z tym przedszkolanka