Reklama

Pamiętam dokładnie, jak wyglądał ten moment. Siedziałyśmy na schodkach prowadzących na plażę, obie w kostiumach, z mokrymi włosami po kąpieli. Było już późne popołudnie, słońce łagodniało, a piasek nie parzył tak jak wcześniej. Ja wyjęłam telefon, żeby zrobić „tylko jedno” zdjęcie. Ona spojrzała na mnie i powiedziała:
– Mamo, mogłabyś po prostu być tutaj? Bez robienia zdjęć?

Reklama

Zamknęłam aparat. I choć miałam ochotę powiedzieć, że to przecież tylko chwilka, że chcę zachować wspomnienia, że to takie ważne – nie powiedziałam nic. Bo jej słowa były ważniejsze.

Zawsze z telefonem w ręku

Do tej pory dokumentowałam wszystko: pierwszy raz w morzu, lody z tęczową posypką, senny poranek w hotelu, zachód słońca nad jeziorem. Zdjęcia były dowodem, że przeżyłyśmy coś razem. Ale kiedy spojrzałam na nie z dystansu – zobaczyłam głównie dzieci. Uśmiechnięte, naturalne, beztroskie. A ja? Często niewidoczna. Bo byłam po drugiej stronie aparatu.

Ale jeszcze częściej… mnie po prostu tam nie było. Myślami byłam przy kadrowaniu, świetle, podpisie na Instagram. Przegapiałam to, co się działo tu i teraz.

Czytaj też: Jeżdżę na wakacje z dziećmi co roku w to samo miejsce. Kiedyś mi za to podziękują

Nie wszystko musi być udokumentowane

W tamtej chwili zrozumiałam, że próbuję zatrzymać czas, który mija – zamiast naprawdę w nim uczestniczyć. Że jestem bardziej obecna w galerii zdjęć niż w samej chwili. I że moja córka nie potrzebuje kolejnego zdjęcia z wakacji. Potrzebuje mnie.

Nie mówię, że już nigdy nie zrobię zdjęcia. Ale odkąd odłożyłam telefon, dzieją się rzeczy piękniejsze niż wszystkie filtry razem wzięte. Poranne wygłupy w łóżku, tańce na tarasie, rozmowy o niczym i o wszystkim. Uśmiechy, które nie muszą być udawane „na trzy-cztery”.

Wakacje to nie projekt

Zauważyłam też coś jeszcze. Kiedy nie robimy zdjęć, nie myślimy o tym, jak coś wygląda. Myślimy, jak coś smakuje. Jakie jest w dotyku. Jakie wywołuje emocje. Nie ustawiamy dzieci w ładnych ubraniach pod zachodzące słońce – pozwalamy im się ubrudzić, spocić, rzucić się w falę z krzykiem.

Wakacje to nie katalog. To nie feed. To nie projekt do pokazania znajomym. To nasze wspólne chwile, które nie potrzebują dowodów – wystarczy, że są.

„Mamo, pamiętasz wtedy…”

Minęły trzy dni. Leżałyśmy razem na hamaku, z książkami w rękach. I nagle moja córka powiedziała:
– Mamo, pamiętasz, jak wtedy nurkowałyśmy po kamienie i znalazłyśmy tego kraba?
Pamiętałam. Ale nie dlatego, że mam to na zdjęciu.
Pamiętałam, bo byłam z nią. Cała.

Reklama

I właśnie dlatego te wakacje zostaną ze mną na zawsze. Bez jednego zdjęcia. Ale z tysiącem momentów, które naprawdę przeżyłam.

Reklama
Reklama
Reklama