Reklama

Nie lubię się skarżyć. Zwłaszcza jako matka – bo z każdej strony słyszę, że dzieci są „głośne z natury”, że „każdy był kiedyś dzieckiem”, że „trzeba mieć więcej empatii”. Tylko że tym razem to nie moje dziecko było problemem.

Reklama

Tylko pewna dorosła kobieta w samolocie, która uznała, że podróż do Hiszpanii to idealny moment, by zaśpiewać… przebój z TikToka. Głośno. Bez słuchawek. Z publicznością – w postaci kilkudziesięciu zdezorientowanych pasażerów. A obok niej spało moje kilkumiesięczne dziecko. Przynajmniej próbowało.

Co wolno dzieciom, co dorosłym?

Znam te wszystkie narzekania na dzieci w samolotach. Sama, zanim zostałam mamą, nie rozumiałam, jak można nie uciszyć niemowlęcia. A potem urodziłam dziecko i zrozumiałam – nie da się. Można próbować, tulić, uspokajać, ale to nadal człowiek, który nie zna jeszcze koncepcji „ciszy publicznej”.

Dlatego przygotowałam się najlepiej, jak potrafiłam: usypianie, ulubiona chusta, zatyczki, mleko pod ręką. I wszystko szło dobrze, dopóki nie pojawiła się pani z mikrofonem (naprawdę!) i nie uznała, że karaoke to świetny pomysł.

I tu zderzyły się dwa światy: matki, która robiła wszystko, by nie przeszkadzać innym, i dorosłej kobiety, która przeszkadzała wszystkim – i jeszcze się świetnie bawiła. Jakby samolot był jej prywatną sceną.

Dlaczego milczymy?

W tamtym momencie wolałam milczeć. Wciąż noszę w sobie ten nawyk, że nie wypada się czepiać, że „może tylko raz”, że „to tylko zabawa”. Ale moje dziecko wybudziło się z płaczem. Ja byłam na skraju wytrzymałości, a steward nie wiedział, co robić, bo – jak sam powiedział – nie ma regulaminu na „zakaz śpiewania”. Serio?

I żałuję tylko jednego: że wtedy nie wstałam i nie powiedziałam na głos, że to nie dzieci przeszkadzają w podróży. Że to nie płacz niemowlęcia powinien być tematem skarg. Że prawdziwy problem to dorośli, którzy traktują samolot jak własny salon. I że kobieta, która śpiewa na środku kabiny przy zamkniętych drzwiach, nie jest „kolorytem wakacji”, tylko zwyczajnie egoistyczna.

Komfort to nie przywilej

Piszę ten tekst, bo wierzę, że coś się zmienia. Że coraz więcej osób rozumie, że rodzice naprawdę się starają. Że dzieci nie są „bachorami”, tylko ludźmi z potrzebami. Ale żeby ta zmiana miała sens, musimy zacząć mówić głośno też o dorosłych, którzy przekraczają granice.

Reklama

Nie, nie wszystko trzeba znosić w imię uprzejmości. Bo cisza i komfort nie są tylko przywilejem tych bez dzieci. One należą się każdemu – także niemowlakowi. I jeśli następnym razem ktoś zapyta, czemu niemowlę płacze w samolocie, odpowiem: bo nie może założyć słuchawek jak ta pani z karaoke.

Reklama
Reklama
Reklama