„Niewychowana krowa” – powiedziała staruszka w supermarkecie. Potem wskazała na stopy mojego dziecka
Zakupy z małym dzieckiem to dla wielu rodziców konieczność, a nie fanaberia. Jednak nie każdy klient sklepu podchodzi do tego ze zrozumieniem. Ta mama opowiada o sytuacji, gdy została nazwana „niewychowaną krową” tylko dlatego, że jej synek siedział w wózku… w butach.

Nie wiem, czy to ja jestem przewrażliwiona, czy może ludzie naprawdę nie mają już żadnych hamulców w komentowaniu czyjegoś życia. Ale wczoraj w sklepie usłyszałam coś, co wbiło mnie w ziemię.
Byłam z moim synkiem na szybkich zakupach. Ma dwa lata – jest w wieku, w którym wszystko jest przygodą i wszystko trzeba dotknąć, obejrzeć, najlepiej zrzucić z półki. Żeby nie robić w sklepie cyrku i nie słuchać płaczu, posadziłam go do wózka sklepowego. Był zmęczony po przedszkolu, więc siedział spokojnie, przytulając swojego pluszaka.
Podchodzę do stoiska z warzywami, a obok mnie staje starsza pani. Patrzy na mnie, potem na mojego syna i nagle mówi takim tonem, że aż mnie zmroziło:
– Niewychowana krowa.
– Słucham? – pytam zszokowana.
– Mówię do pani. Bo trzeba być niewychowaną krową, żeby sadzać dziecko w wózku w butach. Czy pani w ogóle wie, że tu się wkłada jedzenie? Nie nauczyła się pani w domu podstawowych zasad? Nie uczy ich też dzieci?
Dzieci w butach to koniec świata, ale chleb gołymi rękami już nie
Stałam przez chwilę w ciszy, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Syn patrzył na mnie swoimi wielkimi oczami, zupełnie nieświadomy, że właśnie stał się bohaterem awantury w sklepie. A ja… poczułam złość. Bo czy to naprawdę aż taki wielki problem, że dziecko siedzi w wózku w butach?
Rozumiem – w wózkach przewozi się zakupy. Ale na litość boską, kiedy ludzie biorą chleb, bułki i drożdżówki bez jednorazowych rękawiczek, macają każdą sztukę i odkładają, to już nikogo nie bulwersuje. Kiedy ktoś kaszle na warzywa bez zasłaniania ust – też cisza. Kiedy ludzie zostawiają rzeczy, gdzie popadnie, bo się rozmyślili – nikt nie rzuca komentarzy. Ale dziecko w butach? Koniec świata.
Nie przepraszam za to, że jestem matką
Odparłam jej, że nie mam możliwości latania za dwulatkiem po sklepie przez godzinę, że naprawdę są większe problemy na świecie. Ona prychnęła i odeszła, mrucząc coś pod nosem.
Wróciłam do domu i nie mogłam przestać o tym myśleć. Dlaczego mamy i ojcowie są ciągle oceniani? Dlaczego każdy wie lepiej, jak wychowywać nasze dzieci, co im ubrać, co dać do jedzenia i gdzie mogą usiąść?
Syn zasnął w drodze powrotnej. Wniosłam go na rękach do mieszkania i pomyślałam, że jeśli bycie „niewychowaną krową” oznacza bycie mamą, która próbuje przetrwać zakupy bez płaczu i histerii – to trudno. Nie zamierzam za to przepraszać.