Nikt nie przyszedł na urodziny mojej córki. Tak rodzice uczą dzieci okrucieństwa
Chciałam, żeby urodziny mojej córki były pełne radości i zwykłej dziecięcej beztroski. Zamiast tego zobaczyłam, jak jedno niewinne zaproszenie uruchomiło lawinę przykrych słów, a moja córka została odrzucona. Najbardziej boli postawa dorosłych, którzy wolą bronić obrazu idealnego dziecka niż zmierzyć się z prawdą.

Szanowna Redakcjo, piszę, bo cały czas siedzi mi w głowie sytuacja, która spotkała moją córkę Majkę (imię zmienione − red.). Chciała zrobić coś dobrego, a wyszło tak, że została zraniona – i to nie tylko przez dzieci, lecz także przez dorosłych.
Odrzucenie tylko dlatego, że zaprosiła niewłaściwego kolegę
Maja szykowała się do swoich urodzin z ogromną radością. Rozdała zaproszenia wszystkim dziewczynkom z klasy, a do tego zaprosiła swojego przyjaciela Marcela (imię zmienione − red.) – chłopca, z którego część klasy się śmieje. Ona jednak zawsze go broniła i traktowała jak równego sobie.
Niedługo później usłyszała na szkolnym korytarzu rozmowę: jedna z najpopularniejszych uczennic, prymuska, powiedziała głośno: „Nie przyjdę, bo będzie Marcel”. Słyszała to prawie cała klasa, a także sam Marcel. Wyobrażam sobie, jak musiało to zaboleć oboje.
Kilka dni później napisałam do mamy tej dziewczynki, pytając, czy jej córka przyjdzie na urodziny. Odpowiedziała krótko, że nie może. Wtedy opisałam, co wydarzyło się w szkole. Myślałam, że okaże chociaż odrobinę zainteresowania, że spróbuje wyjaśnić sytuację. Zamiast tego odpisała mi, żebym nie oczerniała jej dziecka, bo ono „nigdy by tak nie postąpiło”.

Najbardziej zabolała mnie postawa dorosłych
Od tamtej pory matka tej dziewczynki jest obrażona. Co gorsza, przyjaciółki prymuski – te, które często ją naśladują – również odmówiły przyjścia na urodziny mojej Majki. A matka tej dziewczynki próbowała wmówić, że moje dziecko coś źle usłyszało, a nawet że Marcel też kłamie.
Zastanawiam się, co się dzieje z rodzicami. Dlaczego tak wiele osób woli wierzyć ślepo w to, że ich dziecko jest idealne, zamiast chociaż spróbować spojrzeć na sytuację z dwóch stron? Przecież wystarczyłoby porozmawiać, zapytać innych, ustalić, co naprawdę się wydarzyło. Tu jednak nie było na to żadnej chęci.
Poczułam się potraktowana jak kłamca. Moje dziecko również. A przecież sygnały o niewłaściwym zachowaniu powinny być dla rodzica okazją do rozmowy, do wychowania, a nie do obrażania się i udawania, że problem nie istnieje.
Moim zdaniem tamta dziewczynka krzywdzi inne dzieci. A jej mama – mówiąc o „oczernianiu jej dziecka” – pokazuje, że niestety córka uczy się głównie od niej.
Z poważaniem,
Alicja
Komentarz Redakcji: Historia opisana przez naszą Czytelniczkę porusza ważny, a często bagatelizowany problem – rolę dorosłych w kształtowaniu atmosfery wśród dzieci. To my, rodzice, jesteśmy pierwszym przykładem empatii, otwartości i odpowiedzialności. Odrzucenie, wykluczanie czy powtarzanie krzywdzących opinii nie bierze się znikąd. Dzieci uczą się tego, co widzą każdego dnia.
Wierzymy, że rozmowa, uważność i gotowość do przyjęcia trudnej prawdy to fundamenty dobrego wychowania. Mamy nadzieję, że ta sytuacja skłoni wielu rodziców do refleksji nad tym, jakie wartości naprawdę chcą przekazywać swoim dzieciom.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Codziennie trzymam 8-letnią córkę za rękę, dopóki nie zaśnie. Nikomu nic do tego