Reklama

Dzień zaczyna się za wcześnie, a kończy za późno

Piszę ten list jako matka i nauczycielka, która widzi problem z dwóch stron. Moje dzieci spędzają poranki w świetlicy od siódmej, bo musimy wyjść z domu przed pracą. Potem przez cały dzień biegają od lekcji do lekcji, a zajęcia kończą o 18, czasem nawet 19. Wracamy do domu, a ja patrzę na nie – wyczerpane, zgaszone, pozbawione energii. Gdzie w tym wszystkim miejsce na rodzinę, odpoczynek i zwykłe bycie razem?

Reklama

To nie jest tylko kwestia zmęczenia. Widzę, jak uciekają nam cenne chwile: rozmowy przy kolacji, wspólne przygotowywanie posiłków, wieczorne czytanie książek. Zamiast tego jest walka o to, żeby zdążyły odrobić lekcje, umyć się i jakoś zasnąć, choć i tak padają dopiero około 22.

Szkoła odbiera nam życie rodzinne

Nie mam żalu do nauczycieli – sama nim jestem i wiem, że układ lekcji często nie zależy od nich. Ale jako matka czuję ogromną niesprawiedliwość. Dlaczego dzieci mają spędzać w szkole 10–11 godzin dziennie, a w domu zostaje im tylko resztka sił? To nie jest normalne.

Rodzina powinna być miejscem, gdzie można się zatrzymać, pobyć ze sobą, porozmawiać. A my żyjemy w biegu, mijamy się, jemy w pośpiechu kanapkę przed snem. Moje dzieci nie mają kiedy opowiedzieć mi, co wydarzyło się w ich świecie, bo cały ich świat kręci się wokół szkoły i świetlicy. A ja mam poczucie, że powoli tracę z nimi kontakt, bo nie ma na niego przestrzeni.

Apeluję o rozsądek

Ten list to mój krzyk rozpaczy i apel do tych, którzy układają szkolne plany lekcji. Rozumiem, że są ograniczenia lokalowe, że nauczyciele pracują w kilku szkołach, że system jest trudny do pogodzenia. Ale proszę – czy naprawdę nie da się tego zmienić tak, by dzieci miały normalne życie?

Marzę o tym, żeby znów usiąść wieczorem z rodziną przy stole i spokojnie zjeść kolację. Żeby dzieci miały czas na zabawę, rozwijanie pasji i zwykły odpoczynek. Żebyśmy nie musieli żyć jak w wyścigu, w którym meta wcale nie daje satysfakcji.

Niech ktoś w końcu usłyszy nas, rodziców, bo ten plan lekcji nie tylko pogrąża dzieci – on powoli rozbija całe rodziny.

Marzena


Reklama

Zobacz też: „Stara krowa” – padło w szatni. Odpowiedziałam i zrobiło się ciszej niż w kościele

Reklama
Reklama
Reklama