Odkryłam taki sposób na niejadka, że klękajcie narody. Czemu tak późno na to wpadłam?
„Przestałam walczyć, zaczęłam słuchać. I stał się cud – moje dziecko zaczęło jeść” – pisze mama, która podzieliła się swoim odkryciem na temat tego, jak przekonać niejadka do jedzenia. Jej historia daje do myślenia i... nie jest tym, czego się spodziewasz.

Mam w domu niejadka. Od zawsze. Kiedyś myślałam, że wszystkie dzieci tak mają, ale widząc, jak znajomi chwalą się swoimi maluchami, które pochłaniają pomidorki koktajlowe, surową marchewkę i zupę dyniową, czułam się coraz gorzej.
U nas wyglądało to tak: zupa – pół godziny jęków. Kanapka – rozebrana na części i zostawiona. Pomidorki – obrzydliwe. Makaron – za miękki lub za twardy, zależy od dnia. Każdy posiłek to była bitwa. I zawsze przegrywałam.
„Nie lubię tego. Nie chcę. Nie jestem głodny”
Codziennie to samo.
– Nie lubię tego.
– Nie chcę.
– Nie jestem głodny.
Wtedy włączał mi się tryb „matka desperatka”. Wmuszałam, prosiłam, błagałam. Robiłam teatrzyki z warzywami, układałam buźki z jedzenia, wymyślałam zabawy typu „samolocik ląduje w buzi”. I nic. Jedzenie kończyło w koszu albo ja je dojadałam, choć nie chciałam.
Sposób na niejadka: zmień swoje nastawienie
Pewnego dnia, zmęczona tym wszystkim, usiadłam i pomyślałam – czy ja lubię, jak ktoś mnie zmusza do jedzenia? Czy lubię, gdy ktoś mówi „zjedz, bo mnie to boli”? Przecież to absurd. Więc… przestałam. Przestałam zmuszać. Zaczęłam słuchać.
Nie chce pomidorków? Trudno, zostawiłam mu same ogórki i paprykę, które lubi. Nie ma ochoty na obiad o 13? Poczekałam, aż zgłodnieje i zapyta, czy może zje teraz. Nie wmuszam, nie przekonuję, nie proszę. Po prostu daję wybór. Zamiast „musisz zjeść pomidora” mówię „widzę, że dziś wolisz paprykę – świetny wybór”.
Od kiedy przestałam robić z jedzenia wojny, zaczęło się dziać coś niesamowitego. Syn zaczął próbować. Wczoraj sam poprosił o pomidora, którego wcześniej nie znosił. Zjadł pół i stwierdził, że jednak woli ogórka. Ale spróbował! I to dla mnie ogromny krok.
Nie twierdzę, że nagle pochłania wszystko, co mu podam, ale je z przyjemnością, bez płaczu i stresu. A ja nie siedzę z kulą w gardle, bo znowu go zmuszałam.
Czemu tak późno na to wpadłam? Nie wiem. Może dlatego, że wszyscy dookoła powtarzali: „Nie odchodź od stołu, aż zje”, „Nie daj mu nic innego, to z głodu zje”, „Dziecko musi jeść”. Otóż nie musi. Musi czuć się bezpiecznie i szanowane. I odkąd ja zaczęłam szanować jego wybory, on zaczął szanować to, co mu daję.
Zobacz także: