Opiekunka kolonijna: „To pokolenie wyginie. Zajrzałam do plecaków i wszystko było jasne”
Pracuję jako wychowawczyni kolonijna, z wykształcenia jestem pedagożką. Myślałam, że przez kilka lat pracy widziałam już wszystko. Ale kiedy w tym roku zajrzałam do plecaków moich podopiecznych, zrozumiałam, że to pokolenie po prostu wyginie.

Pierwszy dzień kolonii, czas na grę terenową. Zawsze przypominamy, żeby założyć pełne buty, najlepiej sportowe, i długie spodnie. Patrzę na grupę i… kilka osób stoi w sandałkach, japonkach albo klapkach basenowych.
– Dlaczego nie macie porządnych butów? – pytam.
– Bo mama nie spakowała – słyszę od czternastoletniej dziewczyny.
– Nie mam takich butów, tylko te – odpowiada inny, piętnastoletni chłopak, dumnie prezentując klapki z logo znanej marki.
I to nie są dzieci z pierwszych klas podstawówki. Mowa tu o młodzieży 14-16 lat. O nastolatkach, którzy już za kilka lat będą robić prawo jazdy, chodzić na wybory i wchodzić w dorosłość. Tymczasem nie potrafią zadbać o to, by na wyjazd zabrać rzeczy, które są w regulaminie.
Plecak nastolatka prawdę Ci powie
Przy rozpakowywaniu zawsze robimy szybki przegląd bagaży, żeby wiedzieć, kto czego nie ma i co trzeba ewentualnie dokupić przy okazji wycieczki do miasta. W tym roku przeszli samych siebie. Jedna dziewczyna nie miała ani jednej piżamy, inna nie miała ręcznika, a chłopak zapomniał śpiworu i karimaty.
Gdy pytam, czemu nie zapakowali podstawowych rzeczy, odpowiedź jest zawsze ta sama: „Mama nie włożyła” albo „Mama miała kupić”. Nikt nie bierze odpowiedzialności za własne rzeczy. Nie wiedzą, co mają w plecakach, bo nigdy ich samodzielnie nie pakowali.
Rodzice wyrządzają im krzywdę
Widzę to od lat, ale w tym roku jest najgorzej. Dzieciaki nie wiedzą, jak przebrać pościel, jak zrobić przepierkę. Rodzice wszystko robią za nich. Pakują im bagaże, kupują wszystko, co chcą, a potem dziwią się, że młody człowiek nie potrafi funkcjonować bez podpowiedzi i pomocy.
Kiedyś, jeszcze dziesięć lat temu, dzieci same pilnowały swoich rzeczy. Gdy ktoś czegoś zapomniał, robił listę, by następnym razem tego nie powtórzyć. Teraz? Rozkładają ręce, wzruszają ramionami i mówią: „No trudno, mama zapomniała”. A rodzice często od razu dzwonią do ośrodka i proszą, by kupić dziecku brakującą rzecz i doliczyć do rachunku.
To pokolenie wyginie
Patrzę na nich i myślę – co będzie, gdy zostaną sami? Gdy zabraknie rodziców, którzy wszystko zrobią i kupią? Nie mówię tego złośliwie. Martwię się. Bo widzę, że to pokolenie nie umie walczyć o siebie, nie zna podstawowych zasad życia codziennego, nie czuje odpowiedzialności za swoje rzeczy i decyzje.
Kiedyś jeden z chłopców zapytał mnie, jak włączyć pralkę. Innym razem nastolatka nie wiedziała, jak użyć pasty do zębów w tubce, bo w domu zawsze miała elektryczną szczoteczkę z wymiennymi końcówkami i pasta była „w środku”.
To nie jest ich wina, tylko dorosłych, którzy robią wszystko za nich. Ale jeśli to się nie zmieni, za kilka lat faktycznie wyginą. Bo w prawdziwym życiu nie da się iść na terenową grę w klapkach i liczyć, że mama w ostatniej chwili przyniesie wygodne buty.
Zobacz także: