Po 8 dniach na all inclusive usłyszałam od dziecka 4 słowa. Opadły mi ręce
Wyspy Kanaryjskie, słońce, basen i stoły pełne egzotycznego jedzenia – brzmi jak spełnienie marzeń. Ale list, który dotarł do naszej redakcji, pokazuje, że dziecięce pragnienia wyglądają zupełnie inaczej.

Raj, który wcale nie był rajem
„Spakowaliśmy walizki, kupiliśmy bilety, tydzień w hotelu z opcją all inclusive. Myślałam, że dzieci będą szczęśliwe. Morze, plaża, desery na wyciągnięcie ręki. Wszystko miało być idealne” – pisze w liście pani Agnieszka, mama siedmioletniego chłopca.
Początek rzeczywiście wyglądał obiecująco – hotel miał ogromny basen, a obsługa dbała o najmniejsze szczegóły. Jednak po kilku dniach rodzice zauważyli, że syn nie jest w nastroju, którego się spodziewali. Zamiast uśmiechu i ekscytacji pojawiła się tęsknota.
„Ósmego dnia wzięłam go na lody. Siedzieliśmy w cieniu palm, a on nagle powiedział: 'Mamo, chcę do babci'. Pomyślałam, że się przesłyszałam. Ale on powtórzył te cztery słowa bardzo stanowczo. Opadły mi ręce” – relacjonuje.
Wakacje oczami dziecka
Dla rodziców te słowa były zaskoczeniem. „Byłam przekonana, że egzotyczne wakacje to coś, co zapamięta na długo. Tymczasem dla niego najważniejsze okazały się pierogi babci i bieganie po ogrodzie dziadków” – czytamy dalej.
Rodzina zrozumiała, że to, co dorosłym wydaje się luksusem i przygodą, wcale nie musi być tym samym dla dzieci. Maluch nie tęsknił za palmami, nie brakowało mu hotelowego basenu, ale brakowało mu codziennych rytuałów: obiadu u babci, zabawy w chowanego, znajomego podwórka.
„Kiedy wróciliśmy do domu, pierwsze co zrobił, to poprosił o pierogi z jagodami. Był tak szczęśliwy, jak nigdy nie był na Kanarach” – podsumowuje mama.
Refleksja na koniec
Ta historia to ważna lekcja dla wielu rodziców. Egzotyczne wakacje nie zawsze są tym, czego dzieci potrzebują. One nie szukają luksusów ani katalogowych atrakcji – dla nich największym szczęściem są proste chwile spędzone z bliskimi.
„Zrozumiałam, że dzieci nie potrzebują egzotyki, żeby czuć się szczęśliwe. One potrzebują obecności, miłości i swoich małych rytuałów” – kończy swój list pani Agnieszka.
I trudno się z nią nie zgodzić. Czasem największe podróże nie zaczynają się w samolocie na rajską wyspę, tylko przy stole u babci – nad talerzem pierogów, które smakują lepiej niż jakiekolwiek all inclusive.
Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.
Zobacz też: Wydaliśmy fortunę na wakacje nad Bałtykiem. Dzieci jęczały z nudów – tak wygląda luksus po polsku