Reklama

Jeszcze przed wakacjami jej dom wyglądał jak pole bitwy. Porozrzucane skarpetki, talerze z resztkami jedzenia, książki i zabawki na każdym kroku – klasyczny obraz życia z dwójką energicznych maluchów. „Prośby, groźby, system kar i nagród – nic nie działało. Każdy dzień zaczynał się od sprzątania po nich” – opowiada pani Katarzyna.

Reklama

Dwa tygodnie u dziadków i… rewolucja

Gdy dzieci wróciły z wakacji, mama była gotowa na powrót chaosu. Tymczasem przeżyła szok. „Starszy syn sam wyjął ubrania z walizki i je poskładał. Młodsza córka zapytała, gdzie stoi płyn do mycia naczyń. Myślałam, że żartują”. Okazało się, że w domu dziadków panowały zupełnie inne zasady – nie sztywne i surowe, ale spójne, spokojne i konsekwentne.

Dzieci miały swoje obowiązki: codziennie ścieliły łóżka, wkładały naczynia do zmywarki, pilnowały porządku w swoich rzeczach. I – co najważniejsze – robiły to bez szemrania. „Dziadkowie nie krzyczeli, nie robili wykładów. Po prostu pokazywali, że każdy ma swój udział w domowym życiu. I tego się trzymali”.

Mama nie wie, jak dziękować

Pani Katarzyna przyznaje, że była sceptyczna, kiedy teściowa mówiła jej, że „dzieci same z siebie potrafią być pomocne, trzeba im tylko dać poczuć, że są potrzebne”. Dziś już nie ma wątpliwości.

„Wstaję rano i widzę, że dzieci po sobie posprzątały. Wkładają brudne ubrania do kosza, wyrzucają papierki, odkładają rzeczy na miejsce. Nie wiem, jakim cudem dziadkom się to udało, ale wiem jedno – chcę im za to jakoś podziękować. Nie wiem jak, bo zwykłe ‘dziękuję’ to za mało”.

Czy tak działa „dziadkowy autorytet”?

W redakcji dostajemy wiele listów o trudach wychowania, ale ta historia pokazuje, że czasem warto... odpuścić i pozwolić innym członkom rodziny wnieść coś od siebie. Dziadkowie mają tę wyjątkową cechę – cierpliwość, dystans i mądrość, której rodzicom często brakuje w codziennej gonitwie.

„Zamiast prezentów przywożą dzieci, które myślą o innych, potrafią współdziałać i szanują wspólną przestrzeń. Czy można wymarzyć sobie lepszy wakacyjny rezultat?” – kończy swój list wzruszona mama.


Reklama

Jeśli chcesz opowiedzieć podobną historię albo odpowiedzieć na ten list, napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl.

Reklama
Reklama
Reklama