Reklama

Przez długi czas miałam poczucie, że moje dziecko reaguje na świat inaczej niż rówieśnicy. Szybciej się męczyło, mocniej przeżywało i bardziej reagowało na drobiazgi, które innym nawet nie przeszkadzały. Dopiero rozmowa ze znajomą psycholożką sprawiła, że zaczęłam patrzeć na to wszystko z innej perspektywy.

Kiedy powtórzyłam jej dwa zdania, które mój maluch wypowiada w trudnych momentach, od razu powiedziała: „To typowe sygnały wysokiej wrażliwości”. I nagle wszystko zaczęło się ze sobą łączyć.

Pierwsze zdanie: „Mamo, chodźmy już do domu”

To brzmiało jak zwykła prośba – nic wielkiego, nic zaskakującego. Ale słyszałam ją zdecydowanie zbyt często: na placu zabaw, na urodzinach, w restauracji, czasem już po kilku minutach od wejścia do nowego miejsca. Myślałam, że moje dziecko się nudzi albo po prostu ma gorszy dzień.

Psycholożka wyjaśniła mi jednak, że wiele dzieci wysoko wrażliwych nie potrafi powiedzieć: „to dla mnie za głośno”, „przeciążam się”, „za dużo tu wszystkiego naraz”. W ich głowie emocje często wyglądają jak splątany supeł – intensywny, kolorowy i niemożliwy do rozdzielenia. Jedynym zdaniem, jakie potrafią wtedy wypowiedzieć, jest „chodźmy do domu”. A tak naprawdę oznacza ono: potrzebuję spokoju, schronienia, mniej bodźców.

Drugie zdanie: „Nie chcę, boję się, nie umiem”

To zdanie pojawiało się u nas w momentach, które zupełnie mnie zaskakiwały. Nowa zabawa – nie chcę. Wejście do sali pełnej dzieci – boję się. Prosta aktywność, z którą wcześniej świetnie sobie radził – nie umiem.

Wcześniej brałam to za nieśmiałość albo upór. Tymczasem psycholożka powiedziała coś, co totalnie zmieniło moje spojrzenie: „Dziecko wysoko wrażliwe reaguje ciałem, zanim zrozumie emocję. Ono czuje szybciej, niż potrafi o tym opowiedzieć”. To zdanie nie musi oznaczać rzeczywistego strachu czy braku kompetencji – często znaczy: coś mnie przytłacza, ale nie wiem jeszcze co.

Te dwa zdania to nie jest marudzenie

To sygnał, że dziecko odbiera świat intensywniej.

Kiedy zaczęłam na to patrzeć inaczej, ulga przyszła właściwie od razu. Nie dlatego, że zyskałam nową etykietę, ale dlatego, że wreszcie zrozumiałam. Dzieci wysoko wrażliwe nie są „trudne” – one po prostu widzą i czują świat w dużo wyższej rozdzielczości. To, co nam wydaje się zwyczajne, dla nich bywa po prostu zbyt intensywne.

I nagle te dwa proste zdania, powtarzane niemal codziennie, przestały mnie frustrować, a zaczęły coś tłumaczyć.

Bo dziecko nie powie: „Mamo, jestem wysoko wrażliwa/y”.
Ale powie: „Chodźmy do domu”.
I powie: „Nie chcę, boję się”.

I jeśli słyszysz to częściej niż inni rodzice – może warto się temu dokładniej przyjrzeć.

Zobacz także: Dziecko nie jest „trudne”, tylko wysoko wrażliwe. Psycholożka zdradza metody, które zmieniają wszystko

Reklama
Reklama
Reklama