Po wakacjach w Ustce wiem jedno: to pokolenie nie przetrwa. Słów dziecka na plaży długo nie zapomnę
Kreślą palcem po mapie i wybierają kolejne miejsce nad polskim morzem. W tym roku 44-letnia Anna wraz z dziećmi postawiła na Ustkę. „Kiedy byłam dzieckiem, zjeżdżaliśmy tu co lato. Parawany, termos z herbatą, zapach smażonej ryby. To były wakacje życia. Nie rozumiem, jak można tego nie kochać” – wspomina w liście do redakcji Mamotoja.

„Czasem słońce, a czasem deszcz i wiatr. Wtedy trzeba uciekać z plaży, i na tym właśnie polega cała zabawa. Tylko że dla dzieci, które znają basen z podgrzewaną wodą, to koniec świata” – opowiada mama dwóch chłopców. „Skąd to wiem? Widziałam to na własne oczy” – dodaje. W trakcie urlopu rodzinna potyczka z sąsiedniego koca zupełnie zburzyła spokój Anny. Kobieta do dziś nie może przestać o niej myśleć.
Rodzinna kłótnia na plaży
Tego dnia usłyszała chłopca, który głośno szlochał. „Nie ma zjeżdżalni! Dlaczego tu nie ma zjeżdżalni jak w Turcji?!” – krzyczał rozpaczliwie do rodziców. Jego matka próbowała tłumaczyć, że są na wakacjach w Polsce, że później pójdą na gofry albo do automatów. „Ale dziecko było nieugięte” – dodaje Anna. „Spojrzałam wtedy na mojego starszego, który też już kręcił nosem. Młodszy tylko siedział zawinięty w ręcznik i powtarzał, że mu zimno. Wiadomo, dzieci się nakręcają” – tłumaczy.
Anna przyznaje, że wcale nie była zaskoczona. „To nie wina tego chłopca, tylko rodziców. Chcemy, żeby zawsze było idealnie, więc fundujemy dzieciom idealne warunki. All inclusive, bajki w pokoju, kulki, dmuchańce, animacje. A potem dzieci trafiają do rzeczywistości i nie wiedzą, co z sobą zrobić” – twierdzi.
Sama stara się przekonać chłopców, że można spędzić wakacje bez ekranów i animacji. „Przedwczoraj znalazłam z nimi bursztyn. Prawdziwy! Pokazałam im, jak się go rozpoznaje. I wtedy, przez kilka minut, naprawdę zapomnieli o tabletach. Biegali po plaży, zbierali muszelki” – pisze wzruszona.
Wakacje bez zjeżdżalni? Dla nich to dramat
Według Anny momenty takie jak ten to niestety rzadkość. „Młodzi są przyzwyczajeni do bodźców. Jeśli nie dzieje się coś nowego co pięć minut, nudzą się i narzekają. A my, rodzice, często wymiękamy szybciej niż oni”. Anna przyznaje, że nie planuje już zagranicznych wyjazdów. „Nie dlatego, że mnie nie stać. Ale dlatego, że chcę, żeby nauczyli się cieszyć z małych rzeczy” - wyznaje
Jakie marzenia ma Anna? Chce nauczyć swoich synów cieszyć się z małych rzeczy. „Żeby wiedzieli, że wakacje to nie tylko basen i animatorka w kostiumie Sonica” – mówi. „Bo jeśli my ich tego nie nauczymy, to naprawdę to pokolenie może nie przetrwać” – przewiduje. Nie w sensie fizycznym, ale emocjonalnym. Mama boi się, że nie będą wiedzieli, co zrobić ze sobą, kiedy zabraknie Wi-Fi i klimatyzacji.
Nie będą potrafili odpocząć, jeśli ktoś nie poda im lemoniady nad basenem. „Chcę wychować synów, którzy nie będą płakać, że ręcznik wciąż mokry, nie obrażą się o brak Wi-Fi i będą umieli cieszyć się z tego, że po prostu są razem. Na plaży, w deszczu, z gofrem i herbatą w termosie. Jeśli tego nie nauczymy ich teraz, nie nadrobimy tego nigdy” – wyznaje Anna.
To dopiero pierwsza wzruszająca historia, która trafiła do naszej skrzynki tego lata. Jeśli i Wy przeżyliście coś, co zostanie z Wami na dłużej, piszcie do nas na redakcja@mamotoja.pl lub bezpośrednio do mnie: maria.kaczynska- zandarowska@burdamedia.pl.