Reklama

Wystarczyło kilka dni roku szkolnego, żebym zobaczyła w e-dzienniku trzy zaplanowane sprawdziany. I to w klasie mojego syna, który dopiero zaczyna siódmą klasę.

Reklama

Wakacje jeszcze w głowach, a już oceny na horyzoncie

Mój syn przeżywa początek roku szkolnego bardzo intensywnie. Większe wymagania, przetasowania w planie lekcji, a do tego świadomość, że to już ostatnia prosta przed egzaminem ósmoklasisty. Zamiast stopniowego wejścia w naukę, od pierwszych dni czuje presję i strach, że nie podoła.

Kiedyś wrzesień był takim miesiącem „rozruchowym”. Nauczyciele dawali czas, żeby powtórzyć materiał z poprzedniego roku, żeby przyzwyczaić się do tempa lekcji, żeby znów nauczyć się siedzieć w ławce po dwóch miesiącach biegania po podwórku. Teraz wygląda to tak, jakby każdy dzień nieobecności był stratą, którą trzeba nadrobić kosztem dziecięcej psychiki.

Presja od pierwszych dni

W e-dzienniku widać czarno na białym: trzy sprawdziany w jednym tygodniu, a obok zapowiedzi kartkówek i pierwszych odpowiedzi ustnych. Niektóre przedmioty dopiero się zaczęły, a już trzeba przygotowywać się jak do wielkich egzaminów. Mój syn wraca do domu przygnębiony, bo zamiast cieszyć się ze spotkań z kolegami, od razu musi nadrabiać notatki i zakuwać do testów.

Wieczorami siedzi nad książkami, nerwowo licząc, ile ma jeszcze stron do przeczytania. Widziałam łzy w jego oczach, gdy mówił: „Mamo, ja dopiero wróciłem z wakacji, a oni już chcą mnie przepytywać ze wszystkiego”. Czy naprawdę o to chodzi w edukacji?

Gdzie miejsce na oddech?

Nie chodzi o to, żeby szkoła była miejscem bez wymagań i ocen. Rozumiem, że wiedzę trzeba sprawdzać, że program jest napięty. Ale czy naprawdę nie można dać uczniom chwili oddechu? Czy dwa tygodnie spokojnych powtórek i oswajania się to naprawdę strata nie do nadrobienia?

Dzieci w wieku nastoletnim i tak żyją w ogromnym stresie. Telefony, media społecznościowe, presja rówieśnicza – to wszystko wystarczy, żeby ich psychika była obciążona. A szkoła zamiast być miejscem, które uczy i wspiera, staje się kolejnym źródłem lęku.

Empatia zamiast poganiania

Patrzę na mojego syna i widzę, że on potrzebuje wsparcia, a nie poganiania. Chciałabym, żeby nauczyciele spojrzeli na dzieci jak na ludzi, a nie maszyny do zdawania testów. Chciałabym, żeby wrzesień znów był miesiącem łagodnego powrotu do obowiązków, a nie biegiem przez przeszkody od pierwszego dnia.

Żal mi dzisiejszych uczniów. Zamiast stopniowo oswajać się ze szkołą, już od września wpadają w tryby ocen, tabel i statystyk. A przecież wystarczyłoby trochę więcej empatii i zrozumienia, żeby szkoła była miejscem, do którego idzie się z radością, a nie z ciężarem na sercu.

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama