Reklama

Adaptacja w przedszkolu to oficjalnie czas zapoznawania dziecka z nowym miejscem, rówieśnikami i rytmem dnia. Przez kilka dni dzieci (często z rodzicem) odwiedzają przedszkole na kilka godzin. Po adaptacji pojawia się... cisza.

Reklama

– Po adaptacji przedszkole było zamknięte przez miesiąc. Dziecko zdążyło zapomnieć, gdzie w ogóle było. Efekt? We wrześniu znów płacz, znów stres, tylko już bez rodzica obok – mówi pani Dominika, mama 3-latka z Krakowa.

Rodzice przyznają, że taka forma adaptacji to bardziej „pokaz slajdów” niż realne przygotowanie dziecka. – Jak można oswoić się z miejscem, którego nie odwiedza się przez kolejne 5 tygodni? – pyta ojciec z Warszawy.

Z kim właściwie będzie to dziecko?

Kolejna bolączka rodziców to… zmiana składu grupy. Bo zdarza się, że dzieci, które poznały się podczas adaptacji, we wrześniu lądują w zupełnie innych grupach.

– Moja córka złapała kontakt z dwoma dziewczynkami. Przez całe lato o nich mówiła. A potem: rozdzielono je. Płacz, rozczarowanie, zamknięcie się w sobie. I znów trzeba wszystko budować od nowa – opowiada mama 4-letniej Niny.

Niepokój budzi też niejasność co do tego, kto prowadzi zajęcia. – Na adaptacji była pani Basia – ciepła, empatyczna, super kontakt z dziećmi. We wrześniu grupę prowadziła inna nauczycielka, dużo bardziej surowa. I dziecko przeżyło szok – mówi pani Justyna.

„Nie przesadzajmy, dzieci muszą się przyzwyczaić”

Niektórzy pedagodzy bagatelizują obawy rodziców. Padają hasła jak z czasów PRL-u: „Wszyscy płakali i nikt nie umarł”, „Popłacze, popłacze i przestanie”, „Niech się uczy samodzielności”.

– Słyszałam, jak jedna z nauczycielek mówiła: 'Niech mama już idzie, dziecko i tak się uspokoi za 10 minut'. Ale ja słyszałam ten płacz jeszcze przed budynkiem. To nie jest normalne – opowiada mama 3-latka z Wrocławia.

Rodzice coraz częściej czują się oceniani, gdy ich dziecko nie wchodzi z uśmiechem do sali. Słyszą, że to wina nadopiekuńczości, braku konsekwencji, zbyt długiego przytulania. Tymczasem sami czują się zupełnie zagubieni.

– Chciałam zostać z synem w sali 10 minut dłużej. Pani powiedziała: 'To pani musi się odciąć'. Tylko że to moje dziecko, nie worek ziemniaków – komentuje pani Elżbieta.

Adaptacja po polsku: zostaw i nie przeszkadzaj?

Zamiast partnerskiej współpracy z przedszkolem, wielu rodziców ma wrażenie, że adaptacja to test na posłuszeństwo – i dla dzieci, i dla dorosłych. Dziecko ma wejść, usiąść, zjeść, zasnąć. Rodzic – nie marudzić.

Tymczasem psycholodzy dziecięcy od lat podkreślają: adaptacja to proces, nie event. Potrzebuje czasu, empatii, elastyczności. A przede wszystkim – spójności. Bez niej trudno dziecku zbudować poczucie bezpieczeństwa.

Bo przedszkole to nie tylko instytucja opieki. To miejsce, w którym dziecko uczy się ufać światu – i sobie. Jeśli już na starcie to zaufanie zostaje podkopane, trudno o dobry początek.

Reklama

Zobacz także: Nauczycielka przedszkolna: „Już mi się odechciewa tej pracy. Tak rodzice psują nam adaptację”

Reklama
Reklama
Reklama