Przedszkole wprowadziło „dyżury porządkowe”. Rodzice: „Nasze dzieci to nie sprzątaczki”
Nowe zasady w jednym z przedszkoli wzbudziły prawdziwą burzę. W ramach nauki samodzielności dzieci mają pełnić „dyżury porządkowe” – ścierać stoliki po obiedzie, odkładać talerzyki i porządkować salę. Część rodziców jest oburzona, inni przyznają, że to wreszcie coś pożytecznego.

„Kiedy córka powiedziała, że dziś miała dyżur i musiała wycierać stoły po obiedzie, myślałam, że żartuje” – pisze do nas mama z podwarszawskiego przedszkola. „Zapytałam o to wychowawczyni, a ona spokojnie potwierdziła: dzieci codziennie pomagają w sprzątaniu po posiłkach. Każde po kolei ma swój dyżur. Mówią, że to uczy współpracy, ale moje dziecko ma pięć lat, a nie piętnaście”.
„To nie przedszkole, tylko szkoła życia”
Wśród rodziców zawrzało. Jedni uważają, że to świetna inicjatywa, inni widzą w tym przekroczenie granic. „Niech uczą, jak odkładać zabawki – to rozumiem. Ale sprzątanie stołów po jedzeniu? To już obowiązki personelu, a nie dzieci” – napisała inna mama.
Są też tacy, którzy otwarcie mówią, że ich dzieci nie chcą już chodzić do przedszkola, bo „boją się, że znów będą musiały sprzątać”. „Nie po to oddaję dziecko pod opiekę wykwalifikowanej kadry, żeby moje dziecko wycierało stoły i podnosiło papierki z podłogi” – podsumowuje tata jednego z przedszkolaków.
Z relacji czytelniczki wynika, że dyrektorka przedszkola nie widzi w tym nic kontrowersyjnego. W oświadczeniu do rodziców napisała, że dyżury mają charakter wychowawczy i są elementem codziennej nauki samodzielności. „Dzieci same chętnie się zgłaszają, bo czują się ważne i potrzebne. To nie jest kara ani obowiązek, tylko forma wspólnego działania – tłumaczy” – miała napisać.
„Niech dzieci uczą się, że bałagan sam się nie sprząta”
Niektórzy rodzice jednak nie dają się przekonać. „Nie interesuje mnie, że dzieciom się to podoba. Ja chcę, żeby moje dziecko w przedszkolu się bawiło, malowało, uczyło wierszyków i piosenek, a nie ścierało stoły. Takie pomysły może i są modne w Montessori, ale to nie jest prywatny eksperyment, tylko publiczne przedszkole” – oburza się jedna z mam.
Rodzice, którzy popierają pomysł, przyznają, że dzięki takim inicjatywom dzieci stają się bardziej samodzielne i odpowiedzialne. „Jak dziecko od najmłodszych lat widzi, że ktoś po nim sprząta, to potem w szkole też nie podniesie papierka. A przecież to właśnie o to chodzi – żeby rozumiało, że bałagan sam się nie sprząta”.
Niektórym może się wydawać, że to przesada, ale „dyżury porządkowe” mogą być świetnym sposobem na naukę samodzielności, współpracy i odpowiedzialności za wspólne przestrzenie. Dzieci uczą się, że porządek nie robi się sam, a dbanie o otoczenie to część codzienności. Może więc, zamiast się oburzać, warto docenić, że przedszkole uczy ich rzeczy, których wielu dorosłych wciąż nie potrafi.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz także: Nauka samodzielności zaczyna się w domu. „Córka ma 6 lat. Robi kanapki, wstawia pranie”