Psycholożka: Dlatego polskie dzieci będą najsmutniejszym pokoleniem Europy
Rodzice je kochają. Mają tablety, wakacje i dodatkowy angielski od przedszkola. A jednak – są zmęczone, nieobecne i zbyt często płaczą wieczorem pod kołdrą. Psycholożka dziecięca nie ma wątpliwości: tworzymy pokolenie emocjonalnego wypalenia.

Jeszcze nigdy dzieci nie miały tylu możliwości. Zajęcia kreatywne, kursy programowania, edukacyjne aplikacje, sport, języki, korepetycje, wyjazdy zagraniczne. Dla wielu rodziców dzieciństwo ich synów i córek to dokładne przeciwieństwo tego, co znali z własnego. Tylko że mimo tej troski, inwestycji i dostępnych zasobów, współczesne dzieci są coraz bardziej nieszczęśliwe.
Coś tu nie gra.
Dzieci kochane, ale niezauważane
— Pracuję z dziećmi od 15 lat. Jeszcze dekadę temu najczęściej przychodziły do mnie nastolatki z problemami wieku dojrzewania. Dziś trafiają ośmiolatki, które mają ataki paniki, stany depresyjne, zaburzenia odżywiania. Albo „tylko” przewlekły smutek — mówi psycholożka dziecięca, która prowadzi gabinet na warszawskim Mokotowie.
Nie chce podawać nazwiska. Jej kalendarz jest zapełniony na pół roku do przodu, lista rezerwowa pęka w szwach. – To nie jest żaden chwilowy trend – podkreśla. – To sygnał, że coś robimy źle jako społeczeństwo.
Dzieci są kochane, ale często nieczute. Rodzice dają im wszystko, oprócz jednego – obecności. „Ale jak to?”, pytają. „Przecież jestem z nim cały dzień. Gotuję mu, odrabiam z nim lekcje, jeżdżę na zajęcia.”
Tylko że dziecko potrzebuje nie tego, co dla niego robimy, tylko jak z nim jesteśmy.
— Najczęściej słyszę: „On ma wszystko, tylko się nie cieszy”. Albo: „Nie wiem, co się z nią dzieje. Zawsze była taka pogodna.” — opowiada psycholożka.
Ambicja rodzica, presja na sukces, zero relacji
Polskie dzieci są coraz lepsze w testach, a coraz słabsze emocjonalnie.
— Zamiast relacji mają zadania do wykonania. Zamiast przestrzeni – grafik. Zamiast rozmowy – komunikaty „No nie przesadzaj”, „Nie płacz”, „Zobacz, inne dzieci potrafią”.
Psycholożka zauważa, że rodzice – nawet ci świadomi i troskliwi – przenoszą na dzieci swoje ambicje, lęki i deficyty. Chcą, żeby ich dzieci „miały lepiej” – i zupełnie nieświadomie fundują im presję, której same nie znosiły w dzieciństwie.
— Nie ma już przestrzeni na nudę, błądzenie, smutek. Dzieci nie uczą się regulować emocji, bo nie mają na to czasu. Albo nie mają z kim.
Z badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że ponad 40 proc. młodych ludzi odczuwa stałe napięcie. Co czwarty nastolatek zmaga się z objawami depresji. A to dane sprzed pandemii – dziś statystyki są jeszcze bardziej dramatyczne.
Dlaczego psychologowie mają pełne kalendarze – a dzieci puste oczy?
Wypalone emocjonalnie dzieci mają jedno wspólne zdanie: „Nie mogę zawieść”.
— Boją się przyznać do smutku. Boją się powiedzieć, że mają dość. Czują, że muszą być idealne, osiągać sukcesy, spełniać oczekiwania. A gdy nie dają rady – duszą to w sobie. I płaczą po cichu, gdy nikt nie widzi.
Psycholożka mówi wprost: wychowujemy pokolenie dzieci, które przestają czuć. Odłączają się od emocji, od potrzeb, od ciała. Są grzeczne, uśmiechnięte, zorganizowane – ale coraz bardziej puste w środku.
— Kiedy pytam dzieci, czego potrzebują, odpowiadają: „żeby mama mnie wysłuchała, ale tak naprawdę”. „Żeby tata się mną zainteresował, ale nie wtedy, kiedy dostaję piątkę.”
Nie chcą więcej prezentów, zajęć, gadżetów. Chcą być ważne.
Co możemy zrobić?
Nie chodzi o to, żeby zrezygnować z edukacji czy wymagań. Chodzi o zmianę perspektywy.
— Dziecko nie potrzebuje idealnego rodzica. Potrzebuje prawdziwego. Kogoś, kto pozwoli mu na błąd. Kto usiądzie i zapyta: „Jak się dziś czułeś?” – i nie przerwie po 20 sekundach.
Zamiast zapisywać dziecko na kolejne zajęcia, może warto zapisać się z nim na spacer. Zamiast kontrolować – zacząć towarzyszyć. Zamiast oceniać – być obok, kiedy płacze.
Bo jeśli tego nie zrobimy teraz, naprawdę wychowamy najsmutniejsze pokolenie Europy. I to nie dlatego, że nie kochaliśmy ich dość. Tylko dlatego, że kochaliśmy je… nieuważnie.